poniedziałek, grudnia 25, 2006

bracia patrzcie jeno

południe warszawy


i południe ojczyzny też pozdrawia.

Bez spojrzeń spod byka.
Końskiego zdrowia i kociego sprytu.
Truskawek w grudniu.
Długich godzin snu i śniadań do łóżka.
Z cynamonem i niech będzie też pieprznie.
365 nowych powodów to wstawania.
Lub tylko jednego, ale trwałego.
Wolnych miejsc w tramwaju i różnych gospodach.
Drugiej linii metra, szczególnie łączącej Grochów z Imielinem.
I głupotę z mądrością.
Wypraw za jeden uśmiech.
Dobrych trunków.
Bez frasunków.

wtorek, grudnia 19, 2006

Ahoj Praha 16-17.12.06





Jak się śni po czesku? Podobno materiałów dostarcza sama rzeczywistość.
"Dziś nadal, każdej nocy, o piątej, Franz Kafka wraca do siebie na ulicę Celetną, w meloniku, ubrany na czarno. Dziś nadal, każdej nocy, Jaroslav Hašek obwieszcza w zajeździe kompanom od kieliszka, że radykalizm jest niebezpieczny, a zdrowy postęp można osiągnąć tylko w granicach prawa... Dziś nadal dwaj kulejący żołnierze z groźnie osadzonymi bagnetami prowadzą rankiem niejakiego Józefa Szwejka z Hradczan przez most Karola ku Staremu Miastu, w przeciwną zaś stronę każdej nocy przy świetle księżyca dwaj mężczyźni spoceni i tłuści, dwa manekiny zbiegłe z muzeum figur woskowych, dwa automaty w surdutach i cylindrach, towarzyszą przez ten sam most Józefowi K. w drodze do kamieniołomów Strahova na egzekucję.” (Angelo Ripellino "Praga magiczna")

I dlatego miasto tak romantyczne, że aż kicz, najciekawiej wdycha się nie w ciągu dwóch dni, ale w przeciągu tysiąca i jednej nocy, gdy ma się już ulubioną dziurę i zna się kanty miasta z niewygładzonymi brukami, a marzenia spełniają się nie po potarciu zdartego psa św.@, a po napiciu się śliwowicy z malowanego dzbanka Heleny Vodraczkowej.
A tak w ogóle to Reb Jekelesowi co noc śnił się ten sam sen: skarb ukryty pod Mostem Karola w Pradze. Pewnie dlatego te tłumy chcą sprawdzić czy on bytku czy nie bytku. Oto jest zapytku.

czwartek, grudnia 14, 2006

niech no popyt spotka się z podażą


Problem z funduszami na choinkowe prezenty? Sprzedaj znajomego. Kupisz za niego dwie bombki choinkowe ze zdjęciem swojej babci. Kupisz za niego 3 kilogramy krówek. Kupisz za niego stanik w H&M. Kupisz za niego sernika. Sprzedaj znajomego. Całe 50 zł bank z lwem daje za niego. Kupisz za niego pasek rozrząd MAZDA oryginalny japoński dla taty. Kupisz za niego tureckie perfumy dla mamy. Kupisz za niego poradnik "Tarot-Wróżba-nie ufaj amatorom!" dla siostry. 50 zł. Kupisz za niego nową składankę Bravo Hits Zima 2007 dla brata (i jeszcze zostanie na cukierki). Sprzedaj znajomego.

p.s. ewentualnie możesz w czynie społecznym wspomóc za niego rodzinne domy dziecka, do czego gorąco zachęcam.

piątek, grudnia 08, 2006

Witaj po radosnej stronie życia!


Każdej sekundy trzy nowe lalki Barbie trafiają do zachwyconych dzieci. Hitem świątecznych prezentów są też klocki lego. Jednak to Barbie (1955) jest pierwszą zabawkową feministką o złączonych nogach i proporcjonalnej sylwetce, której zarzucano pobudzanie męskiej wyobraźni. Jej metroseksualny przyjaciel Ken (1961), został porzucony kilka lat temu po 45 latach bycia razem, jak ogłosiła firma Mattel. To był związek konkubancki, jak na wyzwoloną kobietę pracującą przystało. Cóż, nie będzie musiała przynajmniej nasza piękność płacić podatku od przebywania w bezbożnym związku, czym straszą nas nasi ministrowie, obrońcy polskich rodzin.


A tymczasem podaruj sobie trochę słońca. Jesteś tego warta. 8 h głębokiego nawilżania. You look beautiful. Krzyczą tabuny reniferów i zieloni Mikołaje: wsadź pod choinkę promocyjny odtwarzacz mp3, kup tanią bieliznę (ogłasza zmarznięta pani w bieliżnie czuwająca nad Warszawą na nowym billbordzie w biustonoszu za 49,90) i przecenionego hamburgera w MacDonald's. Dżingle bens rozlega się przy wyborze uszek w próżniowym opakowaniu w supemarkecie wypełnionym ludźmi ze świątecznym amokiem w oczach. Idą święta. Tylko pogoda zapomniała, że to już grudzień, proszę Państwa, i serwuje mgłę a'la królowa brytyjska.

poniedziałek, listopada 20, 2006

słowojady

stara wolna curwa, wakacji czar.

Droga Pani/Panie,

Cóż, problem okładkowy z kolorowych czasopism: Nie chce ci się udowadniać, że jesteś wrażliwa/y, mądra/y, masz wiele do powiedzenia, tej niezależności i bycia tą/tym inną/ym, wyjątkową/ym, boginią/bogiem seksu, częścią normalnego społeczeństwa, no i oczywiście swojej elokwencji, tego że się na TO zasługuje, jak też chęci wejścia do pierwszego lepszego pociągu i że można inaczej i bycia ładniejszą/ym od tych wszystkich pięknych na ulicach...? A może brak też chęci do udowadniania, że dlatego, że nie lubisz papierosów musisz zadowalać się mocną kawą? Ja bardzo przepraszam, ale nie m(d)am rady, może innym razem. I tego też nie chce mi się udowadniać.

sobota, listopada 11, 2006

Głuchoniebość, latawce i wiatr

Starym zwyczajem jest przecinanie sznurków, na których latawce są uwięzione. Chińczycy wierzą, że odlatujący w nieznane latawiec zabiera ze sobą wszelkiego rodzaju nieszczęścia i zmartwienia. Obecnie każdego dziewiątego dnia miesiąca jest obchodzony w Chinach Dzień Latawca i to właśnie wtedy wszelkie smutki wznoszą się do nieba...

poniedziałek, października 30, 2006

Ruch ciał niebieskich jest jednostajny i kolisty nieustanny lub z ruchów kolistych złożony. Toruń 28-29.10


Tańczmy. Mimo rąbka u spódnicy. Pomimo tego, że chmury coraz brunatniejsze, para z ust, wyciągać z szafy należy cebulki, babcie w autobusach wożą chryzantemy, a dziadkowie wyciągnęli z szafy 20 letnie prochowce...


...z zimności najfajniejszy jest zimowy sen...


...i nadchodzi koniec rowerowych wypadów, wychodzenia z basenu z mokrą głową i zasypiania w nocy na balkonowym leżaku.
I piernikowe miasto nadspodziewanie miło zaskoczyło. Bez ekscesów, bez blichtru, za to z zabawną normalnością. Ludzie potrafią być fantastyczni.

Wstrzymać końce, ruszyć początki. 51% Amerykanów wierzy, że Słońce krąży wokół Ziemi. Odpocznie sobie chociaż troszkę przez kolejne 4 miesiące...

wtorek, października 24, 2006

Schuh ins Haus, Gast ins Haus




Pewnego jesiennego popołudnia, gdzieś na estońskich bezdrożach, wsiadł do autobusu Michael Jackson, jakby żywcem wyjety ze starego klipu - w czarnym kapeluszu, ciemnych okularach i z tym samym niezmiennym wyrazem twarzy... niektórzy mówili, że tak naprawdę była to kobieta, ale i tak 19 zwykle spokojnych Estończyków oburzyło się jakiś czas poźniej, kiedy w telewizji ogłosili, że Michael został uznany za Najbardziej Głupiego Amerykanina 2004 roku przez wybryki w Berlinie, gdzie na oczach świadków i kamer telewizyjnych wystawił własne dziecko za barierkę hotelowego balkonu. Bo oni widzieli, kiedy Król Popu, wysiadając trzydzieści kilometrów później, drygnął z przyklaskiem do saksofonu Raivo Tafenaua, którego fanem był kierowca autobusu.

I jeden z tych 19 wybrańców wysiadł dwa lata później na Dworcu Zoo, ubrał czarny skórzany płaszcz i ruszył w Berlin wybielić Michaela. Naklejał plakaty, zostawiał ulotki w parkach i trafił w końcu na imprezę, z której przez okno było widać rzekę.
Spotkał tam też czwórkę z Estonii, w tym: córkę Fantomasa, Velmę Dinkley, Estończyka co jak Włoch wyglądał i taką, co jak zakopana 6 stóp pod ziemią.
I później patrzył na nich, a serce rosło i dusza śpiewała w rytm Billie Jean, kiedy widział ich tańczących do You Rock My World. A Michael robił się coraz bielszy.

Ale narrator tej historii nie okazał się wszechwiedzącym. Fakt wyszedł na jaw- mężczyzna w skórzanym płaszczu, który udawał Rojanina okazał się Niemcem, a estońska świta jego biednymi sąsiadami zza wschodniej granicy, którzy wcale nie byli 'die Freunde von Michael', tylko perfidnie wypijali wino.
Postronni widzieli ich później błądzących po nocnym Berlinie i szukających mieszkania kulejącego Steve'a i jego 6letniego pół-estońskiego-wampirzego syna Louisa, którzy to czekali na nich z materacami oglądając powtórki telenoweli.

Po trzech godzinach śnienia po niemiecku i leżąc na wznak, poszli poszukać zagubionej autostrady i machając poznali Czecha wracającego z Estonii do Pragi, Bułgara z synem, dwóch podrapanych młodych Niemców, germańskich policjantów i inwentarz ich radiowozu, jak też pana z Siedlec w samochodzie Rośliny ogrodowe, Kostka brukowa oraz Polaka będącego w kryzysie wieku młodego. I na stacji w Słubicach pomyśleli: Przeciez z Velma i córką Fantomasa źle być nie może.
Poznań nocą zaskoczył ich natomiast pustką ulic, gdzie chociaż jakiś przechodzących lunatyków brak. A szkoda, bo może wtedy i Polakom udałoby się spotkać w autobusie Króla Popu, który w czarnym estońskim kapeluszu bielszy już być nie może...

czwartek, października 12, 2006

oaza intercity


Ogloszono radosna nowinę: pociąg ma urodziny. Przyjdzcie ludzie i radujcie się z nami, śpiewając Sto Lat i kupujac bilety do Berlina za 5 euro. Sprzedaz od 1 rano.

Godzina 23:30. Szacuje się, że w dwóch rządkach, zebrało się około 250 rodaków. Wieść gminna doniosła: kolejka jest tak długa, że ludzie stoją na ruchomych schodach i muszą cały czas iść pod górę.
Kobieta o brązowych włosach: Ale Krzysiek, to głupie, że tu stoimy, jakaś beznadzieja.
Krzysiek: W Media Markt wytrzymaliśmy, to i tu damy radę.
Mężczyzna w skórzanej kurtce: Marian, może pojadę na Wschodni?
Marian: Jasne, ale najpierw przynieś coś z maka do strawy.
Dziewczyna do chłopaka: Ale fajnie czuć się częścią takiego wydarzenia.
Chłopak do dziewczyny: Ja tam wolę czuć, że mam część tego pociągu dla siebie.
Godzina 00:59 napięcie rośnie razem ze spadkiem temperatury celcjuszowej. Brawa w oczekiwaniu na godzine 0. Chodzą słuchy, że pierwszy ranny dostanie bilet bez kolejki.


Godzina 1:30. Z glośnika nie lecą już komunikaty 'Proszę państwa, uprzejmie informujemy, że dzisiejszej nocy wyjątkowo urochomine zostały dodatkowe trzy kasy intercity'. Bo system zawieszony i zamiast braw i 'Sto lat' słychać: Panie Naczelniku, a ładnie to tak robić z ludzi pojeby? Otwierać te drzwi do jasnej cholery! Już nawet babcie centralne tracą zainteresowanie. Jednak są i pozytywne strony czekania. Gdyby nie ta kolejka to w życiu nie znaleźlibyśmy tyle czasu żeby spędzić go ze sobą, stwierdza dwójka zapracowanych znajomych.
Godzina 2:00, wychodzi Pan Naczelnik mówiąc: Można kupić bilety tylko w jedną stronę, ale tych porannych już nie ma. Kiedy wy tu dyskutujecie, Poznań i Warszawa Wschodnia pełne już zadowolonych kupujących. Po czym Pan Naczelnik otworzył drzwi do kas...

Pozdrawiam wszystkich sympatycznych kolejkowiczów. Zapewne nie do zobaczenia w kolejce po mięso, elektroniczne budziki, złote zęby i ocet winny.

niedziela, października 08, 2006

miasto cudów



Z zakonspirowanego przewodnika po Łodzi (trasa 2-dniowa):
Zaczynamy na dworcu Łódź Fabryczna, podążając ku najdłuższej linii tramwajowej w Polsce i wysiadając na przedostatnim przystanku. To nasza baza.
Czytamy tabloidy znalezione wprost na bruku ('Emerytka molestuje księdza'). Jeśli przyjechaliśmy popoludniu, konieczna jest wycieczka w okolice Politechniki Łodzkiej, gdzie oglądamy zachodzące słońce padające wprost na elektrownię i pijemy VIVO owocowe cherry (3,10zł + kaucja za butelkę 60gr). Jemy również paluszki aro (1,10zł) z pobliskiego sklepu, który tam, gdzie nakęcą pewnego dnia polską wersję 'Miasta Boga'. Tak, to w tym mieście znaleziono małe istoty w beczkach.
Kontynuujemy uciechy cielesne i po rozmowie z poznaną Żanetą i jej psem Huskim udajemy się na plac zabaw gdzie ignorując dzieci bijące się styropianem, kręcimy się tyle, ile wytrzyma nasz błędnik.
Chcemy siku. Wchodzimy więc do baru, gdzie toaleta na wprost drzwi. Wychodząc łapie nas obsługa i unikając płacenia 2zł, kupujemy herbatę z cytryną za 2,50 i wyciągamy książki zaciekle czytając, aby nie wyglądać na głupoli co to chcą tylko wysikać się za darmo.
W pobliskim sklepie zaopatrujemy się w kolejną butelkę nektaru bogów (tym razem 4,50) i kierując się ku centrum miasta uczymy się jak zawiązać turban na głowie. Można wejść do katedry i pomimo, że to 8 wieczor, trafić na ślub. Sypiemy ryżem i składamy życzenia ('żebyście nawet w wieku 99 lat trzymali się za ręce' i ' żeby całe życie było czadowo!') i po dokończeniu wina wbijamy się do kogoś do mieszkania aby pooglądać telewizję. Następnie jedziemy do stolicy środkowoeuropejskiej rozpusty- Manufaktury, gdzie pijani spotykamy karolinę malinowską i kupujemy stanik w koniki. Idziemy na kolację do restauracji, gdzie wcinamy bułki z masłem czosnkowym (3,90zł) i posileni tym ciastem kierujemy się do klubów, tańcząc do świtu.
Po przespaniu kilku godzin okazuje się, że jedziemy odwieźć do szpitala pobitego nieznajomego. Staramy się nie być w stanie agonalnym, aby uniknąć Pavulonu. Po szczęśliwym powrocie stwierdzamy, że jedziemy do domu. Chcemy zdążyć na pociąg o 14:43, ale brakuje nam 10 sekund i w rezultacie przechadzamy się po mieście. Kupujemy lody, szczególnie, że pada. Można również pojść do makdonalda posłuchać największych hitów przez słuchawki. Wskazana rozmowa z babcią klozetową. Wygląda bardzo smutno.

Ktoś reflektuje? Podróż po kosztach.

poniedziałek, października 02, 2006

kto zostanie miss koloru?



Pięć zdań o włosach
1
Włosy są smutne: mózg nawiedzony
Dumnym obłędem nie chce dbać o nie
2
Włosy są ciche gdy gra kosmicznie
Mózg piłowany długim sfer smyczkiem
3
Wypadające włosy: choć dumny
Przecież głodny mózg zjada cebulki
4
Włosy samotne:mózg nieobecny
Ani na niebie ani na ziemi
5
Tryumfujące włosy: odgadły
Że mózgu nie ma gdyż - szczury zjadły!

18 II 1970 Rafał Wojaczek

A to z okazji tego, ze 120 najzgrabniejszych par nóg, 212 najbardziej wymodelowanych biustów i kilkaset najbielszych z białych zębów opuszcza już naszą rodową ziemię. Jadą spełniać swe misje ratowania świata przez piękno. I miło by było gdyby zaskoczyła nas któraś tak jak Arene Cecilia z Filipin w 1968 roku, która zajęła 5. miejsce i zaraz po zakończeniu konkursu wróciła do klasztornej kruchty odmawiając codziennie litanię i różaniec. Modliła się zapewne za biedne dzieci.

Ona jest po prostu jedną z wielu osób. (...) zainteresowała mnie w niej jej uroda, a jest ona rzeczywiście piękna; jeśli zaś chodzi o rzeczy piękne w ogóle - są nimi zapewne ładne kolory. Andy Warhol

wtorek, września 26, 2006

bazgrou


To nigdy nie zadziała, rozmawiałem ze specjalistą od materiałów wybuchowych, powiedział William Leahy, szef administracji Białego Domu, o bombie atomowej w 1966 r. Tego samego lata Mick Jagger stwierdził: Wolałbym raczej umrzeć, niż śpiewać "Satisfaction" gdy będę miał 45 lat. I nawet Herbert Mayes, wydawca Pictorial Revue, odrzucając propozycję pierwodruku "Przeminęło z wiatrem" nie był dobrym jasnowidzem: Powieść w odcinkach? O wojnie secesyjnej? Komu to teraz potrzebne?

Pewna dziewczyna wyjeżdżając jakieś trzy miesiące temu za siedem gór i siedemdziesiąt siedem lasów myślała: Jak wrócę Warszawa będzie Itaką. Roboty drogowe będą skończone, nie będę spotykać codziennie jakiegoś wypadku i pomimo tego, że będzie szaro od deszczu, przechodnie będą kolorować to błyskiem w oku i pozytywnym nastawieniem. Piękni mężczyźni w końcu zmądrzeją, karty miejskie nie będą znikać w czarnej dziurze, a czarne chmury będą wisieć tylko w nocy. Billboardy pt: Pewna jest tylko śmierć oraz Zagubieni 2 nie będą wyglądać zza każdego rogu. W autobusie będzie bardzo wesoło, bo nikt nie będzie stał w pozycji wyjściowej do ataku (na wolne siedzenie, czyjeś skarby w torebce, uśmiech). Nikt nie będzie też narzekał, bo lumpy chodzące zygzakiem chociaż w południe znikną. Pani z bazarku będzie miła i nie będzie szarpać za rękę krzycząc: spierdalaj, kiedy ktoś będzie chciał zrobić zdjęcie tekturowemu kartonowi z napisem: kupię akordeon...

Życie to coś, co nas zaskakuje kiedy mamy inne plany, usłyszala w filmie Kuffs.

czwartek, września 21, 2006

dzieci w wielkim mieście


Czy jest jeszcze coś magicznego w dzieciństwie? Wyimaginowani przyjaciele, podkradanie lukrowych ciasteczek, czytanie pod kołdrą, podsłuchiwanie sąsiadów przez kontakt w ścianie lub zanurzając uszy w wannie pełnej wody, listy rzucane przez okno, spanie na balkonie w namiocie z kocy...
Kiedy widzę dwójkę dzieciaków jadących samych tramwajem ze starą szmacianą piłką, mówiąctch o koledze, który przyszedł do szkoły w koszulce z napisem: Jestem z Grochowa- ta dzielnica dobrze chowa, a obok nich matkę z z synem w ich wieku, którzy to jadą tramwajem do strzeżonego apartmentowca, bo zepsuł się mercedes, a to jedyny sposób, żeby dojechać z prywatnej podstawówki, po lekcjach francuskiego na lekcje gry na puzonie, a później tańca towarzyskiego, wtedy właśnie potrzebna jest pomoc pewnej pani o inicjałach MP (nie mylic z NMP i Magdaleną Pawłowską).


Była to Mary Poppins, nowa wychowawczyni dzieci.
Miała parasolkę z papuzią główką, wielkie ręce i nogi oraz małe niebieskie oczy. Kiedy wchodziła na piętro, dzieci zauważyły, że potrafi ślizgać się po poręczy - pod górę! A tuż przed snem podała wszystkim po łyżce tajemniczego lekarstwa z dużej butelki. Za każdym razem, gdy je nalewała, lekarstwo miało inny kolor i inny smak (pyszny!).
Odkąd się pojawiła, życie czworga małych Banksów zmieniło się w pasmo cudownych przygód.
Odwiedzili na przykład wuja Mary, niejakiego Alberta Perukkę, który miał urodziny. A że był piątek, wujowi Albertowi przydarzyło się to, co zwykle przydarzało mu się w urodziny, pod warunkiem że przypadały w piątek właśnie: wuj wypełnił się gazem rozweselającym i uniósł się pod sam sufit, skąd nie mógł opaść, dopóki nie pomyślał o czymś poważnym lub smutnym.
Nie minęło wiele czasu, a i dzieci także uniosły się w powietrze. Gdy tylko ujrzały pana Perukkę pod sufitem, natychmiast dostały ataku chichotek i gaz rozweselający wypełnił także i ich ciała. Unosili się już wszyscy w powietrzu, gdy Mary Poppins wzbiła się ku nim, poważnie, godnie i surowo, jak to ona. Problem był tylko ze stołem, nakrytym już do podwieczorku: nie mogli go dosięgnąć, bo stał oczywiście na podłodze, pięknie już nakryty przez pana Perukkę.
Były tam stosy chleba z masłem, placuszki, ciasteczka migdałowe i wielki tort z różowym lukrem. Oraz - oczywiście - filiżanki i spodki do herbaty.
Usiłowali pomyśleć o czymś bardzo smutnym (Michaś: że kiedyś będzie musiał pójść do szkoły. Janeczka: że za czternaście lat stanie się dorosła), ale nic nie pomagało: chichocząc unosili się nadal w powietrzu.
Wobec tego Mary Poppins, sobie tylko wiadomym sposobem, sprowadziła stół wraz z zastawą pod sufit i wszyscy usiedli w powietrzu, a ona nalała im herbaty.

I jeśli ktoś chciałby wypróbować sprawdzonego przepisu na unoszące w powietrzu oraz prostujące dzieciństwo ciasteczka migdałowe- oto on- włalla!

Półtorej szklanki mąki należy utrzeć z jedną trzecią kostki margaryny, dodać następnie pół szklanki cukru pudru (bez grudek!) i dwie czubate łyżeczki proszku do pieczenia.
Po wymieszaniu tych składników należy wydrążyć w nich dołek, do którego wbić jedno całe jajo i jedno żółtko (białko z tego jednego jajka zachowujemy w naczynku na potem!).
Dodać teraz musimy 2 lub 3 łyżki śmietany i pół paczki (czyli 5 dag) migdałów, posiekanych ostrym nożem na kawałeczki. Jeszcze skórka otarta z cytryny (dobrze umytej i osuszonej w ściereczce!) oraz czubata łyżeczka cukru waniliowego.
Z tego wszystkiego zagniatamy gładkie ciasto, rozwałkowujemy je na grubość pół centymetra i wykrawamy szklanką zgrabne kółka.
Układamy je na blasze wysmarowanej tłuszczem lub tylko wyścielonej folią aluminiową. Po wierzchu smarujemy kółeczka rozmąconym białkiem, które tego właśnie momentu oczekiwało w naczynku.
Posypujemy każde ciastko grubym cukrem kryształem, nakłuwamy widelcem w paru miejscach i zdobimy ułożonym pośrodku migdałkiem.
Pieczemy ciastka migdałowe na kolor złoty w dobrze nagrzanym piekarniku (ach, jakże one pięknie pachną!...). Gorące zdejmujemy z blachy i układamy na deseczce.
Po ostudzeniu przekładamy na płaski półmisek i niesiemy na stół podwieczorkowy.

Podczas podwieczorku, naturalnie, myślimy tylko o rzeczach miłych, śmiesznych, rozweselających i pocieszających. I nawet jeśli komuś nie uda się unieść pod sufit, jak panu Perucce, można unosić się radością na siedząco. Wszystko wtedy smakuje jeszcze lepiej, a życie w ogóle wydaje się milsze. Nie dorastajmy tak całkiem, proszę.

niedziela, września 17, 2006

prostym językiem


Drogi Złodzieju,

Przepraszam, że tak długo do ciebie nie pisałam. Cóż, to już dwa lata od kiedy jeździsz moim zielonym Oldpranem. Tak jakoś ten czas leci. Mam nadzieję, że ręka i dwie złamane nogi są już złożone. Skąd mogłeś wiedzieć, że ten hamulec czasem nie działa. Czasem warto zapytać.
Życzę Ci, żeby twój nowy telefon nie wyłączył się właśnie wtedy kiedy będziesz chciał opowiedzieć swojej miłości o zachodzie słońca i jaka jest fantastyczna. Życzę, aby te rysy na ekranie nie były powodem waszego zerwania. Abyś nie miał problemów z guzikami, kiedy będziesz pisał smsa do przyjaciół, gdzie tym razem stacjonują czarno-seledynowe mundury. Życzę, aby gdy już wydasz pieniędze zdobyte na stadionie stulecia ze sprzedaży tego małego, czarnego pudełka, kupisz 4 litry wódki i 3 gramy towaru, to żebyś w drodze na izbę wytrzeźwień widział najpiękniejsze gwiazdy. I żeby jazda była prawie taka jak na rowerze.
A jak już oprzytomniejesz po trzech dniach to abyś stwierdził, że ta kobieta, która leży obok Ciebie, oprócz tego, że ma zwroty jedzenia na ubraniu i twarzy, jest najpiękniejszą istotą na tej planecie. I będziecie żyć raczej niedługo, ale za to zgodnie z pierwotną zasadą: ten w dżungli sobie poużywa, kto będzie bardzo sprytny i namiętny.
I jak już będziesz u końca, to możesz powiedzieć jakieś skromne: dziękuję. Możesz na przykład wysłać SMSa. W kosmos.

pozdrawiam

wtorek, września 12, 2006

Wars i Sawa


Lubię cię kraju. Lubię cię Warszawo. Lubię Was.
A poczułam to dopiero jadąc wieczorem do Żabki na rowerze.


Nieocenzurowany wiersz okolicznościowy

Zawsze chciałam być damą
Stąpać mięciutko po błotnistych kałużach
Na szpilkach
Kręcić nosem na wszelkie dewiacje
Podawać rękę do całowania
Mieć w kieszeni mały parasol
Mówić powoli, myśleć długo
O dwa tony niżej
Śmiać się perliście
Najlepiej
Jeść banana tylko w kawałkach
Nie spóźniać się z obiadem
I tylko w myślach mówić: chuj z tym wszystkim
Bo kwiatki mimo suszy ciągle tanie.

piątek, września 08, 2006

czwartek, września 07, 2006

flushing the public concern No. 1


Fizjologia kaze dac upust samotnosci. Choc zdarzaja sie perwersje w stylu Mariah Carey, ktora przyznaje sie: 'Butterflies are always following me, everywhere I go.' Greenpeace powinien zadzialac.
W kazdym razie w Nowym Jorku mowimy: vivat McDonald's, stacje kolejowe i autobusowe, duze sklepy i restauracje. W ekstrymalnych przypadkach mozna zajrzec do poradnika '40 point guide to peeing in New York', gdzie znajdzie sie np porada:
"If no one is behind you, stand beside a mailbox and strech your arms upward as though you're exercising. Pee down the side of the mailbox. Space your feet and point your toes outward." Ludzie listy peesza...priorytetowe.
Bardziej globalnie otwieramy ksiazke 'Pees on Earth' i szukamy wielkiego jablka:
"Pee Calling East Village, NYC 1999. We were up till sunrise and left the roof, throwing empties at the building across the way, screaming wishes for pink flamingoes."

I w tym przypadku kobiety sa dyskryminowane najbardziej.

http://thebathroomdiaries.com/

środa, września 06, 2006

paradise bought


Shopping mall i department store to dwa glowne ruchy religijne w USA. Sa oczywiscie przerozne odlamy zgodnie z zasada 'dla kazdego cos konsumpcyjnego' np wall mart, k.mart, marshalls, macy's...Swiatynie czynne sa dlugo i pomieszcza nawet tlumy polujace na upust zupelny w najwieksze swieto wydawcow zwane 'labor day sale', kiedy cale rodziny sie jednocza i zasiadaja wspolnie w wielkich karawanach pielgrzymkujac do swych kosciolow. Tam oddaja jalmuzne swym przewodnikom (wlascicielom korporacji), ktorzy wspomagaja robotnikow w Euroazji. Szczegolnie Chiny, Indie, Bangladesz i Turcja odgrywaja wielka role w grabieniu rachunku sumiennie i opuszczaniu zupelnym. I ja celebrowalam swieto tej rozprzestrzeniajacej sie na masowa skale sekty. Niestety nie jestem dobrym pielgrzymem i choc rachunek mi zrobiono, upustu calkowitego nie uzyskalam.


Miejsce dla pojazdow niepelnosprytnych. Bo chodzi o to, ze trzeba miec wolne rece, aby oddawac poklony wytworom ludzi z Euroazji. Jak juz wspomnialam, Eurozaja odgrywa tu kluczowa role. Poklony to dotykanie, chwytanie, branie pod pache. Pojazdy mozna ewentualnie zostawic w przejscu, aby inni wydawcy nie mogli przejsc. To jedyna religia, gdzie jest powiedziane: szanuj blizniego swego, jakby ci kradl ostatnie miejsce parkingowe na manhatanie.

streets of philadefia


no i nie ma co sie rozpisywac. przyjemne miasto (nie liczac ubocznych slamsow). bez bruca springstina i innych tomow hanksow, historycznie. to tu rocky wbiegal po schodach.

niedziela, września 03, 2006

stolica jak stolnica


Czyli wyjazd do Waszyngtonu po kosztach: chinski autobus, spanie u obcych ludzi, ktorzy stali sie bardzo bliscy i oszczedzanie na metrze kosztem eksploatacji konczyn+pierwszy hamburger w usa a'la McDonalds co oznacza totalne upodlenie. Ale badzmy szczerzy- to jest dobre i chyba wlasnie w tym tkwi problem.


Odwiedziny u Georga. Jego widok z okna, kiedy patrzy przez lornetke- demonstracja przeciwko wojnie w Iraku, demonstracja przeciwko popieraniu Izraela, demonstracja przeciwko zlemu traktowaniu weterenow wojennych z Wietnamu oraz kupa turystow zoomujacych jego okno. Fajnie ma.
A samo miasto to skupisko wielkich pokazowych budowli, wokol ktorych nie ma nic do jedzenia oraz ludzie, ktorzy wygladaja jak klony- dobrze sytuowani ciemnoskorzy na ulicach, white-collar/skin w metrze i w ciagu 3 dni 3 alternatywnych ludzi (nie liczac bezdomnych). Nie ma to jak zupa jarzynowa nowy jork.

camp bisco v

24-26.08 hunter, ny

the roots- profesjonalisci, o ktorych pozniej mowia nawet ci, ktorzy w innych klimatach ruszaja sie. i wiele, wiele innych itd i jak to powiedzial rosyjski kolega: mnogo ich.


the disco biscuits. to dzieki nim to wszystko. 3 dni niesamowitej muzyki w fantastycznym towarzystwie, namiot, zagubiona autostrada, nieustajaca impreza i tyle hisotrii w otoczeniu gor. i juz nie pamietam, ze zimno bardzo i deszcz ciagle.

piątek, września 01, 2006

jednosladem



east village, nyc


lower east side, nyc

Zapewne nie mieli kamizelki bezpieczenstwa. Ale dobrze, ze jest nowy jork, bo choc troche ludzi pedaluje (khym). Caly kraj jest 'drive', dlatego ludzie sa tak bardzo 'mac'.
Save lives: drive safely and respect each other. Amen.

czwartek, sierpnia 31, 2006

the news of the news


Najnowsze kolorowe wiesci: po Mel-o-dramie nadszedl czas na Cruiso-down-manie.
Ale wiadomo, ze i tak wszyscy czekaja na drugiego potomka Matki-Amerykanki-Britney, ktora ma przerwe w dalekich podrozach (I get to many overseas places, like Canada) i zajmuje sie usmiechaniem sie do Japonczykow z plakatow w stroju Ewy oraz (uwaga, uwaga!) pisaniem wierszy. Oto jeden z nich, ktorym ucieszyla swych prawdziwych fanow:

"Remembrance of Who I Am"

No more chains
That you gave me
Enough of pain
Now I'm craving
Something sweet
So delight
How do you stand sleeping at night?

You come to me now
Why do you bother?
Remember the Bible
The sins of the Father.
What you do
You pass down.
No wonder why
I lost my crown.

Ale na koncu jest optymistyczna:
"My crown is back ... You should bow down/ I've only just begun."

Alez czekamy, czekamy!

poniedziałek, sierpnia 28, 2006

czyscibut z czarnego ladu


Bo blisko. I szybko po drodze do banku. Skora licowana 5$. Cene zmyslilam.

zyrafa do nieba


Jakos sie oczoniebnie zrobilo. Bo chodzi o to, ze zawsze na gore jest jakies wejscie. A jak nie, to butelka wody stoi na latarni. nyc, midtown

bermudy


A guzik. Pada i z drzew duzo lisci spada. Jarzebina tez tu jest (tylko nie ona!). Choc kciuki mocno trzymane za ostatnie plazowane dni, ktore oby jeszcze nie znalazly sie w kalendarzu. fairfield beach kiedys tam pewnie z tydzien temu, kiedy slonce bylo jeszcze zolte i swiecace.
Ale:
You don't need a weatherman to know which way the wind blows. (bob dylan)

poniedziałek, sierpnia 21, 2006

Cinderella III: Dreams Don't Come True


Przyjechali z calego swiata: Kanada, Brazylia, Wlochy, Niemcy, Irlandia, Puerto Rico...zeby spotkac sie z innymi pedzacymi ku karierze okladkowych aktorow marzycieli. Zludnych. Bo niektorzy z wada wymowy albo jej brakiem (angielski to trduny jezyk heh, scenka 1: tell me I'm pretty 2: you're freaky) bez wyobrazni (1:show me your confidence 2: but I don't know what to say!) czy chocby odwagi zeby w ogole wyjsc na scene. Ale to jest Ameryka, tu wszyscy sa rowni i jesli tylko masz pieniadze mozesz byc uczony przez najlepszych w New York Film Academy. Choc rodzynki sie zdarzaja, jak ta na zalaczonym obrazku, wprawdzie bez czekolady, ale tez bez gorzkosci.

shoot the freak


oj marczyk marczyk, chyba powinnam Ci to zadedykowac:)

http://www.outofservice.com/freak/

jutro futro

Ciagle to jutro jutro i znow jutro
Wije sie w ciasnym kolku od dnia do dnia
Az do ostatniej gloski czasookresu.

To w Makbecie chyba bylo, madre. Ciagle powtarzam: przestan z tym wijaniem sie od dnia do dnia w ciasnym kolku kozyra i bierz sie do roboty.

piątek, sierpnia 18, 2006

peace please


Pitu pitu, a sierpien sie jeszcze nie skonczyl i nostradamus jeszcze sie moze wylgac ze swojej przepowiedni. Czy ktos w ogole rozumie ta wojne?

'To byly najlepsze czasy, to byly najgorsze czasy,
to bylo stulecie rozumu i stulecie glupoty,
to byla epoka wiary i epoka niedowiarstwa,
to byla pora swiatla i pora ciemnosci,
to byla wiosna nadziei i zima rozpaczy,
wszystko bylo przed nami i nieczego przed nami nie bylo,
zmierzalismy wprost do nieba i zmierzalismy prosto w druga strona'
Charles Dickens

To sa czasy hockow-klockow.

Ale nie mamy co sie martwic, w koncu najslynniejszy straznik teksasu z krzakiem w nazwisku mowi: 'when we are talking about war, we are talking about peace'.