wtorek, września 26, 2006

bazgrou


To nigdy nie zadziała, rozmawiałem ze specjalistą od materiałów wybuchowych, powiedział William Leahy, szef administracji Białego Domu, o bombie atomowej w 1966 r. Tego samego lata Mick Jagger stwierdził: Wolałbym raczej umrzeć, niż śpiewać "Satisfaction" gdy będę miał 45 lat. I nawet Herbert Mayes, wydawca Pictorial Revue, odrzucając propozycję pierwodruku "Przeminęło z wiatrem" nie był dobrym jasnowidzem: Powieść w odcinkach? O wojnie secesyjnej? Komu to teraz potrzebne?

Pewna dziewczyna wyjeżdżając jakieś trzy miesiące temu za siedem gór i siedemdziesiąt siedem lasów myślała: Jak wrócę Warszawa będzie Itaką. Roboty drogowe będą skończone, nie będę spotykać codziennie jakiegoś wypadku i pomimo tego, że będzie szaro od deszczu, przechodnie będą kolorować to błyskiem w oku i pozytywnym nastawieniem. Piękni mężczyźni w końcu zmądrzeją, karty miejskie nie będą znikać w czarnej dziurze, a czarne chmury będą wisieć tylko w nocy. Billboardy pt: Pewna jest tylko śmierć oraz Zagubieni 2 nie będą wyglądać zza każdego rogu. W autobusie będzie bardzo wesoło, bo nikt nie będzie stał w pozycji wyjściowej do ataku (na wolne siedzenie, czyjeś skarby w torebce, uśmiech). Nikt nie będzie też narzekał, bo lumpy chodzące zygzakiem chociaż w południe znikną. Pani z bazarku będzie miła i nie będzie szarpać za rękę krzycząc: spierdalaj, kiedy ktoś będzie chciał zrobić zdjęcie tekturowemu kartonowi z napisem: kupię akordeon...

Życie to coś, co nas zaskakuje kiedy mamy inne plany, usłyszala w filmie Kuffs.

czwartek, września 21, 2006

dzieci w wielkim mieście


Czy jest jeszcze coś magicznego w dzieciństwie? Wyimaginowani przyjaciele, podkradanie lukrowych ciasteczek, czytanie pod kołdrą, podsłuchiwanie sąsiadów przez kontakt w ścianie lub zanurzając uszy w wannie pełnej wody, listy rzucane przez okno, spanie na balkonie w namiocie z kocy...
Kiedy widzę dwójkę dzieciaków jadących samych tramwajem ze starą szmacianą piłką, mówiąctch o koledze, który przyszedł do szkoły w koszulce z napisem: Jestem z Grochowa- ta dzielnica dobrze chowa, a obok nich matkę z z synem w ich wieku, którzy to jadą tramwajem do strzeżonego apartmentowca, bo zepsuł się mercedes, a to jedyny sposób, żeby dojechać z prywatnej podstawówki, po lekcjach francuskiego na lekcje gry na puzonie, a później tańca towarzyskiego, wtedy właśnie potrzebna jest pomoc pewnej pani o inicjałach MP (nie mylic z NMP i Magdaleną Pawłowską).


Była to Mary Poppins, nowa wychowawczyni dzieci.
Miała parasolkę z papuzią główką, wielkie ręce i nogi oraz małe niebieskie oczy. Kiedy wchodziła na piętro, dzieci zauważyły, że potrafi ślizgać się po poręczy - pod górę! A tuż przed snem podała wszystkim po łyżce tajemniczego lekarstwa z dużej butelki. Za każdym razem, gdy je nalewała, lekarstwo miało inny kolor i inny smak (pyszny!).
Odkąd się pojawiła, życie czworga małych Banksów zmieniło się w pasmo cudownych przygód.
Odwiedzili na przykład wuja Mary, niejakiego Alberta Perukkę, który miał urodziny. A że był piątek, wujowi Albertowi przydarzyło się to, co zwykle przydarzało mu się w urodziny, pod warunkiem że przypadały w piątek właśnie: wuj wypełnił się gazem rozweselającym i uniósł się pod sam sufit, skąd nie mógł opaść, dopóki nie pomyślał o czymś poważnym lub smutnym.
Nie minęło wiele czasu, a i dzieci także uniosły się w powietrze. Gdy tylko ujrzały pana Perukkę pod sufitem, natychmiast dostały ataku chichotek i gaz rozweselający wypełnił także i ich ciała. Unosili się już wszyscy w powietrzu, gdy Mary Poppins wzbiła się ku nim, poważnie, godnie i surowo, jak to ona. Problem był tylko ze stołem, nakrytym już do podwieczorku: nie mogli go dosięgnąć, bo stał oczywiście na podłodze, pięknie już nakryty przez pana Perukkę.
Były tam stosy chleba z masłem, placuszki, ciasteczka migdałowe i wielki tort z różowym lukrem. Oraz - oczywiście - filiżanki i spodki do herbaty.
Usiłowali pomyśleć o czymś bardzo smutnym (Michaś: że kiedyś będzie musiał pójść do szkoły. Janeczka: że za czternaście lat stanie się dorosła), ale nic nie pomagało: chichocząc unosili się nadal w powietrzu.
Wobec tego Mary Poppins, sobie tylko wiadomym sposobem, sprowadziła stół wraz z zastawą pod sufit i wszyscy usiedli w powietrzu, a ona nalała im herbaty.

I jeśli ktoś chciałby wypróbować sprawdzonego przepisu na unoszące w powietrzu oraz prostujące dzieciństwo ciasteczka migdałowe- oto on- włalla!

Półtorej szklanki mąki należy utrzeć z jedną trzecią kostki margaryny, dodać następnie pół szklanki cukru pudru (bez grudek!) i dwie czubate łyżeczki proszku do pieczenia.
Po wymieszaniu tych składników należy wydrążyć w nich dołek, do którego wbić jedno całe jajo i jedno żółtko (białko z tego jednego jajka zachowujemy w naczynku na potem!).
Dodać teraz musimy 2 lub 3 łyżki śmietany i pół paczki (czyli 5 dag) migdałów, posiekanych ostrym nożem na kawałeczki. Jeszcze skórka otarta z cytryny (dobrze umytej i osuszonej w ściereczce!) oraz czubata łyżeczka cukru waniliowego.
Z tego wszystkiego zagniatamy gładkie ciasto, rozwałkowujemy je na grubość pół centymetra i wykrawamy szklanką zgrabne kółka.
Układamy je na blasze wysmarowanej tłuszczem lub tylko wyścielonej folią aluminiową. Po wierzchu smarujemy kółeczka rozmąconym białkiem, które tego właśnie momentu oczekiwało w naczynku.
Posypujemy każde ciastko grubym cukrem kryształem, nakłuwamy widelcem w paru miejscach i zdobimy ułożonym pośrodku migdałkiem.
Pieczemy ciastka migdałowe na kolor złoty w dobrze nagrzanym piekarniku (ach, jakże one pięknie pachną!...). Gorące zdejmujemy z blachy i układamy na deseczce.
Po ostudzeniu przekładamy na płaski półmisek i niesiemy na stół podwieczorkowy.

Podczas podwieczorku, naturalnie, myślimy tylko o rzeczach miłych, śmiesznych, rozweselających i pocieszających. I nawet jeśli komuś nie uda się unieść pod sufit, jak panu Perucce, można unosić się radością na siedząco. Wszystko wtedy smakuje jeszcze lepiej, a życie w ogóle wydaje się milsze. Nie dorastajmy tak całkiem, proszę.

niedziela, września 17, 2006

prostym językiem


Drogi Złodzieju,

Przepraszam, że tak długo do ciebie nie pisałam. Cóż, to już dwa lata od kiedy jeździsz moim zielonym Oldpranem. Tak jakoś ten czas leci. Mam nadzieję, że ręka i dwie złamane nogi są już złożone. Skąd mogłeś wiedzieć, że ten hamulec czasem nie działa. Czasem warto zapytać.
Życzę Ci, żeby twój nowy telefon nie wyłączył się właśnie wtedy kiedy będziesz chciał opowiedzieć swojej miłości o zachodzie słońca i jaka jest fantastyczna. Życzę, aby te rysy na ekranie nie były powodem waszego zerwania. Abyś nie miał problemów z guzikami, kiedy będziesz pisał smsa do przyjaciół, gdzie tym razem stacjonują czarno-seledynowe mundury. Życzę, aby gdy już wydasz pieniędze zdobyte na stadionie stulecia ze sprzedaży tego małego, czarnego pudełka, kupisz 4 litry wódki i 3 gramy towaru, to żebyś w drodze na izbę wytrzeźwień widział najpiękniejsze gwiazdy. I żeby jazda była prawie taka jak na rowerze.
A jak już oprzytomniejesz po trzech dniach to abyś stwierdził, że ta kobieta, która leży obok Ciebie, oprócz tego, że ma zwroty jedzenia na ubraniu i twarzy, jest najpiękniejszą istotą na tej planecie. I będziecie żyć raczej niedługo, ale za to zgodnie z pierwotną zasadą: ten w dżungli sobie poużywa, kto będzie bardzo sprytny i namiętny.
I jak już będziesz u końca, to możesz powiedzieć jakieś skromne: dziękuję. Możesz na przykład wysłać SMSa. W kosmos.

pozdrawiam

wtorek, września 12, 2006

Wars i Sawa


Lubię cię kraju. Lubię cię Warszawo. Lubię Was.
A poczułam to dopiero jadąc wieczorem do Żabki na rowerze.


Nieocenzurowany wiersz okolicznościowy

Zawsze chciałam być damą
Stąpać mięciutko po błotnistych kałużach
Na szpilkach
Kręcić nosem na wszelkie dewiacje
Podawać rękę do całowania
Mieć w kieszeni mały parasol
Mówić powoli, myśleć długo
O dwa tony niżej
Śmiać się perliście
Najlepiej
Jeść banana tylko w kawałkach
Nie spóźniać się z obiadem
I tylko w myślach mówić: chuj z tym wszystkim
Bo kwiatki mimo suszy ciągle tanie.

piątek, września 08, 2006

czwartek, września 07, 2006

flushing the public concern No. 1


Fizjologia kaze dac upust samotnosci. Choc zdarzaja sie perwersje w stylu Mariah Carey, ktora przyznaje sie: 'Butterflies are always following me, everywhere I go.' Greenpeace powinien zadzialac.
W kazdym razie w Nowym Jorku mowimy: vivat McDonald's, stacje kolejowe i autobusowe, duze sklepy i restauracje. W ekstrymalnych przypadkach mozna zajrzec do poradnika '40 point guide to peeing in New York', gdzie znajdzie sie np porada:
"If no one is behind you, stand beside a mailbox and strech your arms upward as though you're exercising. Pee down the side of the mailbox. Space your feet and point your toes outward." Ludzie listy peesza...priorytetowe.
Bardziej globalnie otwieramy ksiazke 'Pees on Earth' i szukamy wielkiego jablka:
"Pee Calling East Village, NYC 1999. We were up till sunrise and left the roof, throwing empties at the building across the way, screaming wishes for pink flamingoes."

I w tym przypadku kobiety sa dyskryminowane najbardziej.

http://thebathroomdiaries.com/

środa, września 06, 2006

paradise bought


Shopping mall i department store to dwa glowne ruchy religijne w USA. Sa oczywiscie przerozne odlamy zgodnie z zasada 'dla kazdego cos konsumpcyjnego' np wall mart, k.mart, marshalls, macy's...Swiatynie czynne sa dlugo i pomieszcza nawet tlumy polujace na upust zupelny w najwieksze swieto wydawcow zwane 'labor day sale', kiedy cale rodziny sie jednocza i zasiadaja wspolnie w wielkich karawanach pielgrzymkujac do swych kosciolow. Tam oddaja jalmuzne swym przewodnikom (wlascicielom korporacji), ktorzy wspomagaja robotnikow w Euroazji. Szczegolnie Chiny, Indie, Bangladesz i Turcja odgrywaja wielka role w grabieniu rachunku sumiennie i opuszczaniu zupelnym. I ja celebrowalam swieto tej rozprzestrzeniajacej sie na masowa skale sekty. Niestety nie jestem dobrym pielgrzymem i choc rachunek mi zrobiono, upustu calkowitego nie uzyskalam.


Miejsce dla pojazdow niepelnosprytnych. Bo chodzi o to, ze trzeba miec wolne rece, aby oddawac poklony wytworom ludzi z Euroazji. Jak juz wspomnialam, Eurozaja odgrywa tu kluczowa role. Poklony to dotykanie, chwytanie, branie pod pache. Pojazdy mozna ewentualnie zostawic w przejscu, aby inni wydawcy nie mogli przejsc. To jedyna religia, gdzie jest powiedziane: szanuj blizniego swego, jakby ci kradl ostatnie miejsce parkingowe na manhatanie.

streets of philadefia


no i nie ma co sie rozpisywac. przyjemne miasto (nie liczac ubocznych slamsow). bez bruca springstina i innych tomow hanksow, historycznie. to tu rocky wbiegal po schodach.

niedziela, września 03, 2006

stolica jak stolnica


Czyli wyjazd do Waszyngtonu po kosztach: chinski autobus, spanie u obcych ludzi, ktorzy stali sie bardzo bliscy i oszczedzanie na metrze kosztem eksploatacji konczyn+pierwszy hamburger w usa a'la McDonalds co oznacza totalne upodlenie. Ale badzmy szczerzy- to jest dobre i chyba wlasnie w tym tkwi problem.


Odwiedziny u Georga. Jego widok z okna, kiedy patrzy przez lornetke- demonstracja przeciwko wojnie w Iraku, demonstracja przeciwko popieraniu Izraela, demonstracja przeciwko zlemu traktowaniu weterenow wojennych z Wietnamu oraz kupa turystow zoomujacych jego okno. Fajnie ma.
A samo miasto to skupisko wielkich pokazowych budowli, wokol ktorych nie ma nic do jedzenia oraz ludzie, ktorzy wygladaja jak klony- dobrze sytuowani ciemnoskorzy na ulicach, white-collar/skin w metrze i w ciagu 3 dni 3 alternatywnych ludzi (nie liczac bezdomnych). Nie ma to jak zupa jarzynowa nowy jork.

camp bisco v

24-26.08 hunter, ny

the roots- profesjonalisci, o ktorych pozniej mowia nawet ci, ktorzy w innych klimatach ruszaja sie. i wiele, wiele innych itd i jak to powiedzial rosyjski kolega: mnogo ich.


the disco biscuits. to dzieki nim to wszystko. 3 dni niesamowitej muzyki w fantastycznym towarzystwie, namiot, zagubiona autostrada, nieustajaca impreza i tyle hisotrii w otoczeniu gor. i juz nie pamietam, ze zimno bardzo i deszcz ciagle.

piątek, września 01, 2006

jednosladem



east village, nyc


lower east side, nyc

Zapewne nie mieli kamizelki bezpieczenstwa. Ale dobrze, ze jest nowy jork, bo choc troche ludzi pedaluje (khym). Caly kraj jest 'drive', dlatego ludzie sa tak bardzo 'mac'.
Save lives: drive safely and respect each other. Amen.