czwartek, czerwca 23, 2011

Tymczasem nad wodą...

 ...warszawska plaża


...sopockie molo

...plaża w Gdańsku

...leniuch też w Gdańsku


...i jeszcze raz Sopot.

Wychowana na Podkarpaciu, każde lato swojego dziecięctwa spędzałam w Bieszczadach. Teraz mieszkając w Warszawie organicznie tęsknię za górami, ale kiedy tylko widzę morze, cieszę się jak dziecko.

Jutro za to zaczyna się jedna z większych przygód życia łącząca morze, góry i jedno z najpiękniejszych miejsc na Ziemi. Zakwalifikowałam się na Arctic Climate Training organizowany przez British Council. Wiąże się to z tym, że lecę do Oslo, a stamtąd na Spitsbergen, gdzie przez ponad tydzień będę mieszkać na statku i uczyć się o Arktyce i jej klimacie razem ze specjalistami z UNEP GRID/Arendal.

Spełnia mi się właśnie jedno z najwięszkych marzeń i nie wiem po prostu jak sobie z tym poradzić.


North Horizon - dance film preview from Thomas Freundlich on Vimeo.

niedziela, czerwca 19, 2011

Belgijskie nie-rządy



Manneken pis z widokiem na WC. Tutaj goły, ale na różne okazje jest przebierany - ja trafiłam na love parade. 

Miasta zaprojektowane pod urzędników nie mogą być specjalnie ciekawe - to samo mówi się najczęściej też o stolicach. Oficjalna i sztywna Bruksela nie zachęca żeby w niej dłużej zostać. Z drugiej strony, kiedy pomyśli się o sytuacji politycznej Belgii, to jest to sceneria jednej z najbardziej absurdalnych i ciekawych oper mydlanych w Europie (jeśli nie szerzej). W lutym Belgowie protestowali na ulicach przeciwko politykom, którzy przez cały rok nie potrafili się dogadać sformułować rządu. "Rewolucja frytek" (french fries revolution) odbyła się z udziałem młodych ludzi skrzykniętych głównie przez Facebooka. Nie zabrakło udziału tych flamandzkich Belgów z północy i tych południowych walońskich (mówiących po francusku), pomiędzy którymi toczy się spór grożący rozpadem państwa. Demonstracje nie przyniosły żadnych skutków oprócz tego, że Belgowie pokazali, że potrafią mieć też poczucie humoru i dystans do siebie. Ludzie na ulicach, gdzie rozdawano darmowe frytki (Belgowie uważają je za swoją narodową 'potrawę' - podobnie jest wafle, czyli gofry), paradowali w bieliznie i na znak protestu ogłosili, że do dnia ustanowienia rządu nie będą uprawiać seksu, golić bród, a w damskiej wersji nóg. Raczej długo nie wytrzymali, chociaż rządu wciąż nie ma, ale mało kto się tym przejmuje. 

Bez rządu belgijskie czekoladki są tak samo smakowite.

W końcu Belgia świetnie poradziła sobie z Prezydencją w Radzie UE w 2010 r. i Belgowie sami się chwalą, że przegonili już dawno Irak w nowoczesnej historii świata w rządzeniu bez rządu. "Wreszcie mistrzowie świata", "Belgia ma rząd. A nie, tylko żartowałem" to jedne z setek grup na Facebooku, gdzie Belgowie sami się z siebie nabijają. Jedna z bardziej aktywnych "Belgium doesn't exist" wymienia wszystkie argumenty, że nie ma dylematu w dyskusji "być albo nie być", bo Belgia tak naprawdę nigdy nie istniała i jej nie ma. Obok historycznych teorii spiskowych, że to kraj stworzony tylko na potrzeby UE, która ma przecież promować współpracę i jedność, jest też: pokażcie mi chociaż jeden film, w którym Jean Claude van Damme, największy belgijski gwiazdor, nie mógłby być hologramem. 

środa, czerwca 08, 2011

Moje wielkie greckie wesele










Sezon ślubów. Ta klisza pewnie została wyrzucona jako nieudana. Przechwyciłam ją na pchlim targu w Atenach, udało się w końcu wywołać. Trochę czuję, że nielegalnie podglądam czyjeś życie, chociaż zapłaciłam za to całe 1 euro. Kilka lat już minęło, cóż to był za styl i szyk. Ciekawe, którą rocznicę teraz obchodzą? A może ktoś ich zna?:)

Każdemu życzę takiej fajnej nieudanej kliszy.