poniedziałek, października 30, 2006
Ruch ciał niebieskich jest jednostajny i kolisty nieustanny lub z ruchów kolistych złożony. Toruń 28-29.10
Tańczmy. Mimo rąbka u spódnicy. Pomimo tego, że chmury coraz brunatniejsze, para z ust, wyciągać z szafy należy cebulki, babcie w autobusach wożą chryzantemy, a dziadkowie wyciągnęli z szafy 20 letnie prochowce...
...z zimności najfajniejszy jest zimowy sen...
...i nadchodzi koniec rowerowych wypadów, wychodzenia z basenu z mokrą głową i zasypiania w nocy na balkonowym leżaku.
I piernikowe miasto nadspodziewanie miło zaskoczyło. Bez ekscesów, bez blichtru, za to z zabawną normalnością. Ludzie potrafią być fantastyczni.
Wstrzymać końce, ruszyć początki. 51% Amerykanów wierzy, że Słońce krąży wokół Ziemi. Odpocznie sobie chociaż troszkę przez kolejne 4 miesiące...
wtorek, października 24, 2006
Schuh ins Haus, Gast ins Haus
Pewnego jesiennego popołudnia, gdzieś na estońskich bezdrożach, wsiadł do autobusu Michael Jackson, jakby żywcem wyjety ze starego klipu - w czarnym kapeluszu, ciemnych okularach i z tym samym niezmiennym wyrazem twarzy... niektórzy mówili, że tak naprawdę była to kobieta, ale i tak 19 zwykle spokojnych Estończyków oburzyło się jakiś czas poźniej, kiedy w telewizji ogłosili, że Michael został uznany za Najbardziej Głupiego Amerykanina 2004 roku przez wybryki w Berlinie, gdzie na oczach świadków i kamer telewizyjnych wystawił własne dziecko za barierkę hotelowego balkonu. Bo oni widzieli, kiedy Król Popu, wysiadając trzydzieści kilometrów później, drygnął z przyklaskiem do saksofonu Raivo Tafenaua, którego fanem był kierowca autobusu.
I jeden z tych 19 wybrańców wysiadł dwa lata później na Dworcu Zoo, ubrał czarny skórzany płaszcz i ruszył w Berlin wybielić Michaela. Naklejał plakaty, zostawiał ulotki w parkach i trafił w końcu na imprezę, z której przez okno było widać rzekę.
Spotkał tam też czwórkę z Estonii, w tym: córkę Fantomasa, Velmę Dinkley, Estończyka co jak Włoch wyglądał i taką, co jak zakopana 6 stóp pod ziemią.
I później patrzył na nich, a serce rosło i dusza śpiewała w rytm Billie Jean, kiedy widział ich tańczących do You Rock My World. A Michael robił się coraz bielszy.
Ale narrator tej historii nie okazał się wszechwiedzącym. Fakt wyszedł na jaw- mężczyzna w skórzanym płaszczu, który udawał Rojanina okazał się Niemcem, a estońska świta jego biednymi sąsiadami zza wschodniej granicy, którzy wcale nie byli 'die Freunde von Michael', tylko perfidnie wypijali wino.
Postronni widzieli ich później błądzących po nocnym Berlinie i szukających mieszkania kulejącego Steve'a i jego 6letniego pół-estońskiego-wampirzego syna Louisa, którzy to czekali na nich z materacami oglądając powtórki telenoweli.
Po trzech godzinach śnienia po niemiecku i leżąc na wznak, poszli poszukać zagubionej autostrady i machając poznali Czecha wracającego z Estonii do Pragi, Bułgara z synem, dwóch podrapanych młodych Niemców, germańskich policjantów i inwentarz ich radiowozu, jak też pana z Siedlec w samochodzie Rośliny ogrodowe, Kostka brukowa oraz Polaka będącego w kryzysie wieku młodego. I na stacji w Słubicach pomyśleli: Przeciez z Velma i córką Fantomasa źle być nie może.
Poznań nocą zaskoczył ich natomiast pustką ulic, gdzie chociaż jakiś przechodzących lunatyków brak. A szkoda, bo może wtedy i Polakom udałoby się spotkać w autobusie Króla Popu, który w czarnym estońskim kapeluszu bielszy już być nie może...
czwartek, października 12, 2006
oaza intercity
Ogloszono radosna nowinę: pociąg ma urodziny. Przyjdzcie ludzie i radujcie się z nami, śpiewając Sto Lat i kupujac bilety do Berlina za 5 euro. Sprzedaz od 1 rano.
Godzina 23:30. Szacuje się, że w dwóch rządkach, zebrało się około 250 rodaków. Wieść gminna doniosła: kolejka jest tak długa, że ludzie stoją na ruchomych schodach i muszą cały czas iść pod górę.
Kobieta o brązowych włosach: Ale Krzysiek, to głupie, że tu stoimy, jakaś beznadzieja.
Krzysiek: W Media Markt wytrzymaliśmy, to i tu damy radę.
Mężczyzna w skórzanej kurtce: Marian, może pojadę na Wschodni?
Marian: Jasne, ale najpierw przynieś coś z maka do strawy.
Dziewczyna do chłopaka: Ale fajnie czuć się częścią takiego wydarzenia.
Chłopak do dziewczyny: Ja tam wolę czuć, że mam część tego pociągu dla siebie.
Godzina 00:59 napięcie rośnie razem ze spadkiem temperatury celcjuszowej. Brawa w oczekiwaniu na godzine 0. Chodzą słuchy, że pierwszy ranny dostanie bilet bez kolejki.
Godzina 1:30. Z glośnika nie lecą już komunikaty 'Proszę państwa, uprzejmie informujemy, że dzisiejszej nocy wyjątkowo urochomine zostały dodatkowe trzy kasy intercity'. Bo system zawieszony i zamiast braw i 'Sto lat' słychać: Panie Naczelniku, a ładnie to tak robić z ludzi pojeby? Otwierać te drzwi do jasnej cholery! Już nawet babcie centralne tracą zainteresowanie. Jednak są i pozytywne strony czekania. Gdyby nie ta kolejka to w życiu nie znaleźlibyśmy tyle czasu żeby spędzić go ze sobą, stwierdza dwójka zapracowanych znajomych.
Godzina 2:00, wychodzi Pan Naczelnik mówiąc: Można kupić bilety tylko w jedną stronę, ale tych porannych już nie ma. Kiedy wy tu dyskutujecie, Poznań i Warszawa Wschodnia pełne już zadowolonych kupujących. Po czym Pan Naczelnik otworzył drzwi do kas...
Pozdrawiam wszystkich sympatycznych kolejkowiczów. Zapewne nie do zobaczenia w kolejce po mięso, elektroniczne budziki, złote zęby i ocet winny.
niedziela, października 08, 2006
miasto cudów
Z zakonspirowanego przewodnika po Łodzi (trasa 2-dniowa):
Zaczynamy na dworcu Łódź Fabryczna, podążając ku najdłuższej linii tramwajowej w Polsce i wysiadając na przedostatnim przystanku. To nasza baza.
Czytamy tabloidy znalezione wprost na bruku ('Emerytka molestuje księdza'). Jeśli przyjechaliśmy popoludniu, konieczna jest wycieczka w okolice Politechniki Łodzkiej, gdzie oglądamy zachodzące słońce padające wprost na elektrownię i pijemy VIVO owocowe cherry (3,10zł + kaucja za butelkę 60gr). Jemy również paluszki aro (1,10zł) z pobliskiego sklepu, który tam, gdzie nakęcą pewnego dnia polską wersję 'Miasta Boga'. Tak, to w tym mieście znaleziono małe istoty w beczkach.
Kontynuujemy uciechy cielesne i po rozmowie z poznaną Żanetą i jej psem Huskim udajemy się na plac zabaw gdzie ignorując dzieci bijące się styropianem, kręcimy się tyle, ile wytrzyma nasz błędnik.
Chcemy siku. Wchodzimy więc do baru, gdzie toaleta na wprost drzwi. Wychodząc łapie nas obsługa i unikając płacenia 2zł, kupujemy herbatę z cytryną za 2,50 i wyciągamy książki zaciekle czytając, aby nie wyglądać na głupoli co to chcą tylko wysikać się za darmo.
W pobliskim sklepie zaopatrujemy się w kolejną butelkę nektaru bogów (tym razem 4,50) i kierując się ku centrum miasta uczymy się jak zawiązać turban na głowie. Można wejść do katedry i pomimo, że to 8 wieczor, trafić na ślub. Sypiemy ryżem i składamy życzenia ('żebyście nawet w wieku 99 lat trzymali się za ręce' i ' żeby całe życie było czadowo!') i po dokończeniu wina wbijamy się do kogoś do mieszkania aby pooglądać telewizję. Następnie jedziemy do stolicy środkowoeuropejskiej rozpusty- Manufaktury, gdzie pijani spotykamy karolinę malinowską i kupujemy stanik w koniki. Idziemy na kolację do restauracji, gdzie wcinamy bułki z masłem czosnkowym (3,90zł) i posileni tym ciastem kierujemy się do klubów, tańcząc do świtu.
Po przespaniu kilku godzin okazuje się, że jedziemy odwieźć do szpitala pobitego nieznajomego. Staramy się nie być w stanie agonalnym, aby uniknąć Pavulonu. Po szczęśliwym powrocie stwierdzamy, że jedziemy do domu. Chcemy zdążyć na pociąg o 14:43, ale brakuje nam 10 sekund i w rezultacie przechadzamy się po mieście. Kupujemy lody, szczególnie, że pada. Można również pojść do makdonalda posłuchać największych hitów przez słuchawki. Wskazana rozmowa z babcią klozetową. Wygląda bardzo smutno.
Ktoś reflektuje? Podróż po kosztach.
poniedziałek, października 02, 2006
kto zostanie miss koloru?
Pięć zdań o włosach
1
Włosy są smutne: mózg nawiedzony
Dumnym obłędem nie chce dbać o nie
2
Włosy są ciche gdy gra kosmicznie
Mózg piłowany długim sfer smyczkiem
3
Wypadające włosy: choć dumny
Przecież głodny mózg zjada cebulki
4
Włosy samotne:mózg nieobecny
Ani na niebie ani na ziemi
5
Tryumfujące włosy: odgadły
Że mózgu nie ma gdyż - szczury zjadły!
18 II 1970 Rafał Wojaczek
A to z okazji tego, ze 120 najzgrabniejszych par nóg, 212 najbardziej wymodelowanych biustów i kilkaset najbielszych z białych zębów opuszcza już naszą rodową ziemię. Jadą spełniać swe misje ratowania świata przez piękno. I miło by było gdyby zaskoczyła nas któraś tak jak Arene Cecilia z Filipin w 1968 roku, która zajęła 5. miejsce i zaraz po zakończeniu konkursu wróciła do klasztornej kruchty odmawiając codziennie litanię i różaniec. Modliła się zapewne za biedne dzieci.
Ona jest po prostu jedną z wielu osób. (...) zainteresowała mnie w niej jej uroda, a jest ona rzeczywiście piękna; jeśli zaś chodzi o rzeczy piękne w ogóle - są nimi zapewne ładne kolory. Andy Warhol
Subskrybuj:
Posty (Atom)