poniedziałek, sierpnia 07, 2006


Impreza gdzies na williamsburgu (Nanka, Malcze jak to sie nazywalo?) w rozlatujacej sie fabryce, gdzie tynk spadal na glowe poruszany przez bity, ludzie na szczudlach, ludzie-roboty, ludzie ze spidermanem na plecach, transwestyci, geje, punki, lody z wodka i namioty na dachu, czyli nowojorska alternatywa i nowi znajomi z kolejki do lazienki i nie tylko. M25 w ekstremalnej formie.

2 komentarze:

  1. Anonimowy5:48 PM

    No tak, no tak i jakos wcale mnie to nie dziwi co tam wyrabiasz. Tylko prosze, nie farbuj wlosow na rozowo!

    OdpowiedzUsuń