

Gwiazdy od fajerwerków zgubią dziś horoskop. Zamiast panny z czerwonymi ustami pantofelek po północy zgubi wybrokatowany koziorożec, a znajdą wypachnione bliźnięta. Pijany baran zamieni się ze śpiącym lwem, a zmarznięte ryby w końcu połączą się z niedopitym wodnikiem. Wszystko się przekręci, ale po staremu zostaną tylko plakatowe raje, a jak się zejdzie schodami arkadia wciąż będzie śmierdzieć kurczakiem i sosem tzatziki. Pośrodku zostanie wprawdzie oaza intercity, ale pociagi jak do tej pory nie będą pod specjalnym nadzorem. Nawet tramwaj zwany pożądaniem odkryje, że w prawach wolnego rynku rządzi centralna sterowalność wolnych strzelców. Pozwolić więc nie można żeby 2007 i 2008 były bliźniętami, trzeba żeby ten młodszy był bez relatywizacji, a z dystansem i niskim choresterolem. Należy więc ćwiczyć i nie zapalać sztucznych ogni.
Wiadomo, że wielu z zepsutych gwiazd przerzuci się na kryształową kulę. Może się jednak zdarzyć, że ona ze zmęczenia powie, że pitoli biznes i na pytania w stylu Scarlett "Where shall I go? What shall I do?" odpowie jak Rhett, że "Frankly, my dear, I don't give a damn". Lub trafi w ręce Adasia Małysza i to w jego rękach będą znajdować się losy wszechświata.