piątek, sierpnia 17, 2007

I Kraj Czyngis-chanów i lamów...




...jak też zapachu rozmarynu, anten satelitarnych przed jurtami na stepach, babć w delach z wnuczkami w trendy legginsach, dziećmi grającymi w nintendo w domach gdzie nie ma wody, najgorszych lodów na świecie (i generalnie całości jedzenia fuuuj), najprzepiękniejszych wrażeń, najwymowniejszej ciszy i naprawdę, naprawdę, zaprawdę można wymieniać bez końca, za którym końcem stoi cień bezwzględnego, wspaniałego „bicza Bożego”, którego pyszczek wisi w każdym domu.

3 komentarze:

  1. wiecej wiecej!!! wspaniala podroz i bardzo ciekawy opis.
    heh. do zobaczenia juz wkrotce :]

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy6:46 PM

    a biedna matrioszka jak utknela, tak utknela - na pobycie odchudzajacym (portfel) w moskwie

    OdpowiedzUsuń