
Pewnego jesiennego popołudnia, gdzieś na estońskich bezdrożach, wsiadł do autobusu Michael Jackson, jakby żywcem wyjety ze starego klipu - w czarnym kapeluszu, ciemnych okularach i z tym samym niezmiennym wyrazem twarzy... niektórzy mówili, że tak naprawdę była to kobieta, ale i tak 19 zwykle spokojnych Estończyków oburzyło się jakiś czas poźniej, kiedy w telewizji ogłosili, że Michael został uznany za Najbardziej Głupiego Amerykanina 2004 roku przez wybryki w Berlinie, gdzie na oczach świadków i kamer telewizyjnych wystawił własne dziecko za barierkę hotelowego balkonu. Bo oni widzieli, kiedy Król Popu, wysiadając trzydzieści kilometrów później, drygnął z przyklaskiem do saksofonu Raivo Tafenaua, którego fanem był kierowca autobusu.
I jeden z tych 19 wybrańców wysiadł dwa lata później na Dworcu Zoo, ubrał czarny skórzany płaszcz i ruszył w Berlin wybielić Michaela. Naklejał plakaty, zostawiał ulotki w parkach i trafił w końcu na imprezę, z której przez okno było widać rzekę.
Spotkał tam też czwórkę z Estonii, w tym: córkę Fantomasa, Velmę Dinkley, Estończyka co jak Włoch wyglądał i taką, co jak zakopana 6 stóp pod ziemią.
I później patrzył na nich, a serce rosło i dusza śpiewała w rytm Billie Jean, kiedy widział ich tańczących do
You Rock My World. A Michael robił się coraz bielszy.
Ale narrator tej historii nie okazał się wszechwiedzącym. Fakt wyszedł na jaw- mężczyzna w skórzanym płaszczu, który udawał Rojanina okazał się Niemcem, a estońska świta jego biednymi sąsiadami zza wschodniej granicy, którzy wcale nie byli 'die Freunde von Michael', tylko perfidnie wypijali wino.
Postronni widzieli ich później błądzących po nocnym Berlinie i szukających mieszkania kulejącego Steve'a i jego 6letniego pół-estońskiego-wampirzego syna Louisa, którzy to czekali na nich z materacami oglądając powtórki telenoweli.
Po trzech godzinach śnienia po niemiecku i leżąc na wznak, poszli poszukać zagubionej autostrady i machając poznali Czecha wracającego z Estonii do Pragi, Bułgara z synem, dwóch podrapanych młodych Niemców, germańskich policjantów i inwentarz ich radiowozu, jak też pana z Siedlec w samochodzie
Rośliny ogrodowe, Kostka brukowa oraz Polaka będącego w kryzysie wieku młodego. I na stacji w Słubicach pomyśleli: Przeciez z Velma i córką Fantomasa źle być nie może.
Poznań nocą zaskoczył ich natomiast pustką ulic, gdzie chociaż jakiś przechodzących lunatyków brak. A szkoda, bo może wtedy i Polakom udałoby się spotkać w autobusie Króla Popu, który w czarnym estońskim kapeluszu bielszy już być nie może...