niedziela, października 08, 2006

miasto cudów



Z zakonspirowanego przewodnika po Łodzi (trasa 2-dniowa):
Zaczynamy na dworcu Łódź Fabryczna, podążając ku najdłuższej linii tramwajowej w Polsce i wysiadając na przedostatnim przystanku. To nasza baza.
Czytamy tabloidy znalezione wprost na bruku ('Emerytka molestuje księdza'). Jeśli przyjechaliśmy popoludniu, konieczna jest wycieczka w okolice Politechniki Łodzkiej, gdzie oglądamy zachodzące słońce padające wprost na elektrownię i pijemy VIVO owocowe cherry (3,10zł + kaucja za butelkę 60gr). Jemy również paluszki aro (1,10zł) z pobliskiego sklepu, który tam, gdzie nakęcą pewnego dnia polską wersję 'Miasta Boga'. Tak, to w tym mieście znaleziono małe istoty w beczkach.
Kontynuujemy uciechy cielesne i po rozmowie z poznaną Żanetą i jej psem Huskim udajemy się na plac zabaw gdzie ignorując dzieci bijące się styropianem, kręcimy się tyle, ile wytrzyma nasz błędnik.
Chcemy siku. Wchodzimy więc do baru, gdzie toaleta na wprost drzwi. Wychodząc łapie nas obsługa i unikając płacenia 2zł, kupujemy herbatę z cytryną za 2,50 i wyciągamy książki zaciekle czytając, aby nie wyglądać na głupoli co to chcą tylko wysikać się za darmo.
W pobliskim sklepie zaopatrujemy się w kolejną butelkę nektaru bogów (tym razem 4,50) i kierując się ku centrum miasta uczymy się jak zawiązać turban na głowie. Można wejść do katedry i pomimo, że to 8 wieczor, trafić na ślub. Sypiemy ryżem i składamy życzenia ('żebyście nawet w wieku 99 lat trzymali się za ręce' i ' żeby całe życie było czadowo!') i po dokończeniu wina wbijamy się do kogoś do mieszkania aby pooglądać telewizję. Następnie jedziemy do stolicy środkowoeuropejskiej rozpusty- Manufaktury, gdzie pijani spotykamy karolinę malinowską i kupujemy stanik w koniki. Idziemy na kolację do restauracji, gdzie wcinamy bułki z masłem czosnkowym (3,90zł) i posileni tym ciastem kierujemy się do klubów, tańcząc do świtu.
Po przespaniu kilku godzin okazuje się, że jedziemy odwieźć do szpitala pobitego nieznajomego. Staramy się nie być w stanie agonalnym, aby uniknąć Pavulonu. Po szczęśliwym powrocie stwierdzamy, że jedziemy do domu. Chcemy zdążyć na pociąg o 14:43, ale brakuje nam 10 sekund i w rezultacie przechadzamy się po mieście. Kupujemy lody, szczególnie, że pada. Można również pojść do makdonalda posłuchać największych hitów przez słuchawki. Wskazana rozmowa z babcią klozetową. Wygląda bardzo smutno.

Ktoś reflektuje? Podróż po kosztach.

2 komentarze:

  1. Anonimowy10:58 PM

    takie rzeczy to tylko w Polsce parafrazujac wiadoma reklame. chce do Polski! chce do takich przygod.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy8:34 PM

    no masz, niech ci bedzie, slad po bytnosci na stronie jest, wiec prosze sie nie lenic!

    OdpowiedzUsuń