piątek, października 10, 2008

Rodzina, zawał serca i zachodnie teorie spiskowe

Herbata, kapcie i milion uśmiechów to to, co każdy turecki dom może zaoferować gościom.

Adnan z babcią ze strony mamy.

Ciocia Nasrin tańcuje w Nigde (niestety filmiku nie udało się załadować).


Życie "jedyną słuszną opcją" tzw. "człowieka zachodu" pozwala mu myśleć, że jest światły, oczytany i otwarty na innych ludzi. Tyle tylko, że kiedy dochodzi do jego konfrontacji z czystym szczęściem oraz gościnnością jest bezradny, zszokowany i zaczyna myśleć: gdzie tu kryje się podstęp?
No bo jak to - całkiem obca rodzina z innej planety zaprasza cię do spędzenia z nią 'świąt', przyjmuje jak członka rodziny, karmi, przedstawia wszystkim naokoło, dzieli swoim życiem i jest to całkowicie naturalne?

Pierwszego dnia Bayramu mężczyźni wstają o 5 rano i idą do meczetu. W tym czasie kobiety szykują uroczyste śniadanie, wszyscy ubierają najlepsze urania. Ja i Katarina nie dość, że zaspałyśmy (oczywiście nikt nam nie chciał przeszkadzać w spaniu do 9), możemy założyć tylko jeansy, t-shirt i bluzę.
Po wielkim śniadaniu Adnan pyta:
-To co, jesteście gotowe do wyjścia?
-A gdzie idziemy?
-Jak to gdzie?! Odwiedzić resztę rodziny!
Nie wiedziałyśmy, że będzie mieć to dosłowne znaczenie. Odwiedzamy ok 7 mieszkań i domów. Przed każdymi drzwiami tona butów, które zostawia się przed progiem. W środku tłumy ludzi - ciotki, wujkowie, kuzyni, kobiety w chustach i bez, sąsiedzi, przyjaciele... i my. Wszyscy dyskutują, pytają a jak tam inna ciotka, kuzyn, stryjek, brat, sąsiad. Oglądają stare zdjęcia, robią nowe, śpiewają, tańczą oraz oczywiście jedzą baklavę i inne dobroci popijając litrami herbaty. Co chwilę dzieciaki pukają do drzwi zbierając czekoladowe cukierki (jak Halloween tylko bez przebrań). Wizyty zaczyna się od najstarszych, więc na pierwszy rzut idą dziadkowie. Na powitanie całuje się ich w rękę i dotyka jej czołem - my nie musimy, za to jesteśmy wycałowane, wyprzytulane i czujemy jakbyśmy ich po prostu dawno nie widziały. Tak się dzieje w przypadku każdej z kilkudziesięciu osób, które poznajemy, od tej z wyższej klasy średniej, poprzez zwyczajne mieszkania, do tych najbiedniejszych. Jeździmy po Kayseri, Nigde i wioskach, do których nie prowadzi asfaltowa droga.

Skąd jesteście? A jak tam jest? A co się zmieniło po przystąpieniu do UE? A gdzie wasi mężczyźni? A jak to jest w waszej religii? Dlaczego na zachodzie uważa się, że islam to terroryzm skoro to religia miłości? A jakie sukienki najbardziej lubią kobiety? A co robią wasi rodzice? A dlaczego tu nie kupicie ziemi i nie zamieszkacie?
Tylko raz ktoś zapytał Adnana skąd się u nich wzięłyśmy. Odpowiedź 'Internet' wystarcza i nikogo nie dziwi. Bardziej my dziwimy się temu, że Adnan, który jest komandorem w armii dowiedział się o Couchsurfingu od swojego... generała, który w ten sposób zwiedził całą Europę.
Ale fakt jest faktem, że jesteśmy dla nich jak przybysze z telewizora, bo dwie samotnie podróżujące kobiety w wieku rozrodczym to tu jak biały jeleń w mieście. Kiedy jeszcze Katarina mówi, że ma męża w Londynie, a ja, że nie planuję na razie ślubu ani dzieci, niektórzy z niedowierzaniem cmokają.
Schody zaczynają się też gdy zaczynam wypytywać o ich życie. W jednym domu wszystkie 6 kobiet okazuje się 'paniami domu' i pada mój komentarz, że to często cięższa praca niż chodzenie do biura czy fabryki. Kobiety nagle mają uśmiech od ucha do ucha i kiwają głowami. Mąż jednej z nich (bogaty biznesmen, który handluje stalą) rzuca pytanie:
-Więc co, jesteś feministką?
Panie spuszczają głowy do ziemi, uśmiechy znikają.
-Jeśli to ma być wyraz feminizmu, to tak, jak najbardziej.
Konsternacja.
Przerywa ją on sam.
-A co sądzisz o kryzysie w Stanach? Myślisz, że będzie mieć duży wpływ na ekonomię Turcji?
Rozmawiam z nim później pół godziny o... gospodarce.

W tle przez cały dzień jest oczywiście picie herbaty i kawy oraz jedzenie, jedzenie, jedzenie... Po kilku godzinach czuję, że od nadmiaru tureckiej kofeiny zaczynają trząść mi się ręce, a serce mało nie wyskoczy z piersi. Ale kiedy widzę, że wszyscy mają dla nas serce na dłoni, piję i jem dalej powtarzając w kółko 'lezzetli' (pyszne) i 'tesekkuler' (dziękuję). Nie obejdzie się też oczywiście bez prezentów (wszsytkie ręcznie robione), których nie możemy nie przyjąć. Bransoletki, gliniane garnki, skarpetki, mnóstwo cukierków oraz... ręczniki, które mamy użyć podczas nocy poślubnej (ja) lub podczas porodu (Katarina).

Wieczorem padamy ze zmęczenia i przejedzenia. Twarze bolą od uśmiechania się przez kilkanaście godzin bez przerwy. Ciocia Nasrin jest trochę rozczarowana, że nie chcemy jeść kolacji (trzeciej), ale tłumaczenie, że to dla zdrowia na szczęście jest skuteczne. Przygotowuje nam piękne łoża z grubą pierzyną i w czasie 10 sekund, które zajęło nam zaśnięcie Katarina pyta:
-Wierzysz w to wszystko co dziś przeżyłyśmy?
-Muszę się z tym jeszcze przespać. Raz, drugi, trzeci...

Do tej pory uważam, że podstęp tej gościnności mógłby rozszyfrować tylko dr Watson - ja nie umiem.

2 komentarze:

  1. Anonimowy8:27 PM

    wspaniale! to teraz sie Rege ucz i badz ambasadorką (jak to sie teraz mówi) Turcji i tamtejszych obyczajów u nas. My z nasza goscinnoscia to sie chyba mozemy schowac w porownaniu z tym co opisujesz.
    usciski!

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy8:26 PM

    Moja babcia twierdzi, że najlepsze ręczniki ( pościele, prześcieradła itd) robią właśnie turcy, więc poszczęściło Ci się tam :) chylę czoło przed twoją publicystyką.
    pozdrowienia z Wawy
    Agnieszka Kocmiel

    OdpowiedzUsuń