niedziela, stycznia 25, 2009

Dzieci wesoło wybiegły z pracy.


Amman, stolica Jordanii.

Aleppo, Syria.

Zabawy w czasie bayramu w tajemniczym miasteczku bez nazwy, gdzie "w 1999 widziano tam dwóch turystów"...

Ulubiona zabawka dzieci. Hama, Syria.

Biegają za turystami chcąc wyczyścić buty, na bazarze to z nimi negocjujesz cenę, patrzysz jak pomiędzy wielkimi kawałkami mięsa grają w kulki. Dzieciaki w Syrii i Jordanii dojrzewają pewnie jakieś 3x szybciej niż ich "zachodni" koledzy. O koleżankach nie będę wspominać, bo już od małego widać podział - chłopcy bawią się i pracują na zewnątrz, dziewczynki zostają raczej w domu i zapewne uczą się gotować i być pięknymi. Chłopcy od małego przebywają ze starszymi mężczyznami i nie dziwi, że 10-latkowie wołają za tobą 'hi sexy', choć pewnie nie wiedzą dokładnie co to znaczy. Dziewczynki pod opieką rodziców, choć miałyśmy szczęście widzieć ulice pełne rodzin kiedy wolny tydzień bayramu rodziny spędzały spacerując, robiąc pikniki w parkach i paląc nargillę na łonie natury w najlepszych odświętnych ubraniach.

Jest też druga strona medalu. Podróżując z plecakiem i śpiąc w tanich hotelach widzi się całkiem inny świat od tego, którego doświadczają ci, którzy wybierają wynajęcie samochodu i porządne B&B.
W Damaszku miałyśmy okazję poznać Waela, pilota syryjskich lini lotniczych, który nas gościł dzięki Couchsurfingowi. Wykształcona żona dentystka (w chuście), która ciągle żartuje z męża, dwie małe córki i dom z fortecą. Starsza 6-letnia Seam oprócz arabskiego zna już angielski i pokazuje nam najnowszą lalkę Barbie. To też jest Syria. Luksusowe samochody, ekskluzywne salony mody, Burger Kingi i nowoczesne kobiety siedzące w kawiarniach (choć mało). Zachód wchodzi tam z buciorami już od dawna. Obok tego mnóstwo problemów, chociażby z edukacją dzieci, których rodzice myślą, że praca ją zastąpi.

Kończąc już relację z tej wyprawy, potwierdzę - było ciężko. Ale gdy ktoś mnie pyta czy polecam, mówię: Jak najbardziej! Jeśli tylko chcesz doświadczyć lekcji na całe życie, uświadomić sobie, że "zachodnia" kultura to tak naprawdę mały skrawek świata, spotkać fantastycznych ludzi albo usłyszeć, że "W 1999 widziano tu dwóch turystów..." w naprawdę bezpiecznej atmosferze (choć kiedy śledzą cię grupy nastolatków jest też męcząco), to tak - polecam i bardzo sobie cenię.
Choć nie ukrywam, że po przekroczeniu granicy syryjsko-tureckiej nie obeszło się bez okrzyków: Viva Turkyia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz