poniedziałek, lipca 18, 2011

Bosko w Oslo

Jeeeny, co się bierze na Arktykę? Mieszkanie wygląda jakby wpadła do niego torpeda, wygrzebuje jakieś ciepłe ubrania, ale jak to sobie chociaż wyobrazić kiedy w Warszawie za oknem 25 stopni na plusie? Jak zwykle w niedoczasie i w stresie - że jestem nieprzygotowana mentalnie i psychicznie, za mało jeszcze przeczytałam o Spitsbergenie i klimacie, o którym będą nas tam uczyć na Arctic Climate Training. No i  ludzie - kto to będzie i na kogo będę skazana przez ponad tydzień w odcięciu od świata? Czy sama dam radę?
W całym zamieszaniu zapomniałam, że przecież mam jeszcze dwa dodatkowe dni na zwiedzanie Oslo. Znajomi mówili, że to i tak nuda, więc planowałam, że się tam po prostu w końcu wyśpię. Jak zwykle wyszło inaczej - spanie przełożone o kolejne "później" (które trwa do dzisiaj).


Oslo to po prostu inny poziom. Poziom rozwoju, estetyki i kultury. Rzadko czuję się jak osoba z Europy Wschodniej, ale tam, mimo że ludzie pytają się mnie o drogę, bo wtapiam się wizualnie, w głowie myślę: ile nam (Polakom) jeszcze potrzeba czasu żeby przekonać się, że bogactwem jest życie zgodnie z naturą, klasą minimalizm, a bezpieczeństwem dostępna dla wszystkich przestrzeń publiczna?
Bardzo blisko centrum Oslo na Bygdoy spotykam konie, krowy, owce i gubię się na rowerze w lesie. Wioska nie wioska to właśnie tu są najdroższe posiadłości, które wyglądają bardziej jak z katalogu Ikei niż Elle Decor. 



W, a może raczej "na", Oslo Opera House spędzam zachwycona jakieś dwie godziny. Z daleka wygląda jak otulona śniegiem, a to budynek z białego granitu, szkła i drewna, który można obejrzeć i podejść z każdej strony. Dach jest nie tylko deptakiem z widokiem na miasto, ale i przestrzenią dla desko rolkarzy. I nie ma, że w takim miejscu nie wypada. Budynek opery zaprojektowało biuro architektoniczne Snøhetta, zdobył wiele nagród, m.in. Misa von der Rohe w 2009 r.


Podobnie zamieniam się w słup soli w Parku Rzeźby Vigeland. Na 80 akrach 212 rzeźb nagich postaci realnych kształtów w brązie, granicie i kutym żelazie. Różne skojarzenia przychodzą do głowy. Jest to i piękne i dziwne - ale może o to chodzi, bo figury mają po prostu symbolizować życie. Do dziś park budzi kontrowersje, a autor rzeźb Gustav Vigeland przez niektórych oskarżany jest o zwykłe wyuzdanie. Sama realizacja trwała ponad 20 lat i zakończyła się już po śmierci Vigelanda w 1943 r. Pewne jest to, że to jedna z największych atrakcji turystycznych w Norwegii i rewelacyjny park czynny całą dobę każdego dnia w roku, gdzie można uprawiać sport, rozpalić grilla i leniuchować w towarzystwie figur zatrzymanych w różnych - mniej lub bardziej wymyślnych - sytuacjach.



Kawa też poraża. Ceną. Jak i wszystko w Norwegii. Dla Polaka jest tam po prostu kosmicznie drogo. Wszystko ma co najmniej 5-krotne przebicie. Piwo w knajpie 35-40 zł. Piętnastominutowy przejazd kolejką z lotniska do centrum, to ok. 100 zł. Jeść na mieście nawet nie próbuję, szczęśliwie Tomek, u którego nocuję, mnie dokarmia. W zestawieniu Big Mac Index Norwegia jest drugim najdroższym krajem na świecie z ceną ok. 30 zł za zestaw. Ale kiedy popatrzy się na iPod Index, wychodzi, że wystarczy pracować tylko 10 h żeby kupić cacko Appla w wersji nano.  Kalkulacja jest prosta - bycie turystą w Norwegii jest horrendalnie drogie, ale życie tam bardzo wygodne. Zorientowali się w tym zresztą szybko Polacy - jesteśmy tam drugą największą mniejszością po Szwedach. 
I nie słychać jakoś skarg naszych rodaków na obowiązujące zasady u Norwegów - przede wszystkim zrównoważony rozwój w każdym aspekcie życia. Mimo że Norwegia jest przecież bogata w ropę, ceny benzyny są bardzo wysokie. Za to często pod oknami widać ładujące się nocą elektryczne samochody (naładowanie baterii kosztuje ok. 3 euro), używane na coraz większą skalę. A tym władze zapewniają darmowe parkowanie w miastach i jazdę pasem dla autobusów.



Nie wiesz jak napisać testament albo założyć firmę w Norwegii? Wystarczy zajrzeć na http://www.norway.no/oss/, gdzie zasady życia publicznego udało się zebrać na jednej stronie internetowej. W razie kiedy FAQ nie wystarcza, można zadzwonić na obywatelską infolinię. Istnieje też narodowa baza danych, dostępna dla wszystkich, w której można sprawdzić dane każdego obywatela – gdzie mieszka i pracuje, ile zarabia i jak można się z nim skontaktować. Kiedy młody absolwent idzie na rozmowę kwalifikacyjną o pracę nie negocjuje płacy, bo i tak wie, ile będzie zarabiał. Wie też ile zarabia jego szef i sąsiad – i nikt nie widzi w tym problemu. 




Ktoś powie- no tak, ale oni mają ropę i płacą ogromne podatki, to wszystko wyjaśnia. Z tym, że poziom PKB nie pokrywa się zazwyczaj ze Wskaźnikiem Rozwoju Społecznego (HDI). A w Norwegii prawie idealnie (4. miejsce pod względem PKB, 1. miejsce w rankingu HDI). No i spróbujmy wyobrazić sobie, że w Polsce odkryte zostają duże złoża ropy. I teraz zarządzanie nimi... no właśnie.
Pewnie te moje zachwyty osłabłyby po dłuższym pobycie. Na pewno kiedy nie ma lata, dnia do północy, jest zimno i ciemno, to może być w Oslo nudno i ciężko. W końcu całe miasto zwiedziłam na rowerze w ciągu dwóch dni, a Ibsen i Munch nie byli zbyt pozytywnie nastawieni do życia. Z tym, że nuda w takim otoczeniu to sama przyjemność i o spaniu po prostu całkiem zapomniałam.

3 komentarze:

  1. byłam zimą ... cudo ...będę w lecie ...się przekonam ... wracam znów zimą... i niestraszna mi drożyzna .. bo umiem przetrwać :) a gruszki w zimie mieli tańsze niż w Polsce ...zatem o co chodzi?

    OdpowiedzUsuń
  2. Agnieszka10:13 PM

    Już dla samej opery bym poleciała do Oslo, ale tylko na weekend, bo pomysł obywatelskiej bazy danych wzbudza we mnie mieszane uczucia.
    Czekamy teraz na wieści z Chin :)

    OdpowiedzUsuń