sobota, lipca 23, 2011

China Ekspress

Podroz koleja transsyberyjska w 2007 r. z naszymi chinskimi wspoltowarzyszami. Wyglada niewinnie...

Pamietam dzien kiedy mowilam do Anii, Agaty i Zbyszka, ze jesli kiedys przyjdzie mi do glowy chec nawiazania blizszego kontaktu z Chinczykami, maja mi to wybic z glowy przypominajac podroz w strone Mongolii.
Od czterech dni jechalismy koleja Moskwa-Irkuck plackarta, czyli pociagiem bezprzedzialowym z 'lozkami'. Ja i Ania mialysmy gorne prycze, a pod nami para z Chin, ktora dzieki lapowce zaplaconej provadnikowi, przygarnela na trzeciego jeszcze jednego kolege. W dzien bylo fajnie.
Dziadek Rosjanin rozkrecal impreze czestujac nas pomidorami, grajac w karty, pijac wodke i opowiadajac Chinczykom historie Rosji. Kiedy doszedl do Gorbaczowa, krzyknal do Chinczykow: Teraz wasza kolej! Oczywiscie ani on nie mowil po chinsku, ani oni po rosyjsku, ale jakos kazdy wiedzial kiedy sie smiac, a kiedy zachowac powage.
Gorzej bylo w nocy. Na trasie Moskwa-Irkuck przekracza sie 6 stref czasowych, co oznacza, ze kiedy na poczatku gasnie swiatlo o 22, po 4 dniach trzeba zasnac jakos o 16 czasu moskiewskiego. Tak szybka konwersja jest niemozliwa, do tego psychicznie jest sie w troche innym wymiarze - czas w kolei transsyberyjskiej sie prasuje, wygina i relatywizuje. Chinczycy tez mieli z tym problemy i rozwiazywali je we wlasciwy sobie sposob- zaczynali 4godzinne sniadanie bogate w zapachy i charakterystyczne dzwieki o 3 w nocy (kiedy nam sie w koncu udawalo zasnac), grali w 'lapki' z akompaniamentem smiechu na wysokich tonach, a w przerwach ogladali na swoich elektronicznych urzadzonkach teledyski Modern Talking... w chinskiej wersji.
To byl moj pierwszy blizszy kontakt z Chinczykami.

Dzisiaj pisze ze Sztokholmu i komputera Cecilii, z ktora przezylam razem Turcje i podroze po Bliskim Wschodzie. Siedzimy w balaganie i pijac wino probujemy przezwyciezyc ciezar materii w plecakach. O 8 rano wylatujemy do Pekinu.

Oznacza to, ze przez 3 tygodnie bedziemy w swiecie bez wiekszosci zachodnich serwisow spolecznosciowych, w tym blogspota, facebooka, youtuba, google maps (i wielu innych produktow googla). Bedzie za to na pewno duzo dzwiekow, smakow i odkryc - przetestujemy czy da sie w Chinach podrozowac wedle buddyjskiej zasady, ze asceza oslabia cialo, a hedonizm ducha, wiec trzeba znalezc zloty srodek. I wcale sie nie zdziwie jesli okaze sie, ze to zloto swieci sie jak na chinskich zegarkach 'Rolexa'.
Wiekszosc rzeczy, ktore kupilam w ramach przygotowan do wyjazdu i tak zostalo wyprodukowanych w Chinach, wiec zabieram je po prostu na wakacje do domu. Jest to tez pierwsza podroz, na ktora nie biore zupek Vifona.
Bedzie za to ze mna po raz pierwszy podczas dlugiej trasy czytnik Kindle, dzieki ktoremu zamiast gramow ksiazek, bede nosic ich zdecydowanie lzejsze bity. Lista lektur ma ok. 1GB, w planach m.in. Ulises Joyce'a, W poszukiwaniu straconego czasu Prousta, troche Milosza, Baumana i Fromma, czyli to na co brakuje czasu i skupienia w normalnych warunkach. Ale swiadkami tego na jak dlugo starczy baterii Kindlowi i mi, beda juz Chinczycy.

A pod spodem zdjecia-wspomnienia pamietnego zaglebia azjatyckich specjalow na sp. Stadionie Dziesieciolecia w Warszawie.W brzuchu juz mi burczy na mysl o niedzielnym sniadaniu, kiedy wyladujemy w Pekinie.





1 komentarz:

  1. cudownie:) Rege, cieszę się bardzo, ze tam pojechałaś:) wracaj i opowiadaj:)!

    OdpowiedzUsuń