wtorek, grudnia 30, 2008

Miejskie zabawy








Postać w czerwonej burce pojawiła się na głównej ulicy Stambułu Istiklal Caddesi w południe w dzień wigilijny. Pogoda nie sprzyjała jej gołym stopom, a ofiarowała nawet 10 minut śniegu w czasie prawie 40-minutowego spaceru. Co się jednak okazało większym zaskoczeniem to reakcja otoczenia - nad wyraz nie ekstremalna i całkiem codzienna. Cmokania, zdjęcia komórkami, zaczepki nastolatków, przystawanie ze zdziwienia. Obojętność też i to również ze strony policji, z która spodziewaliśmy się spędzić Boże Narodzenie.
Czyżby Turcy zdali egzamin? A może nie zrozumieli?

W roli głównej: Julia Kurek (ASP Gdańsk)
Kamery: Kasia Zegarska i Martin Betz
Zdjęcia: Regina Kozyra

środa, grudnia 24, 2008

Turcja: Świąt nie będzie




W muzułmańskich krajach czerwony, zielony i wszystkie błyszczące kolory tak samo pobudzają konsumpcję jak gdziekolwiek indziej. I tak samo jak na zachodzie, Święty Mikołaj ma o wiele lepszy PR niż Jezus.
Dlatego życzę wszystkim aby fachowcy od tworzenia atmosfery, czyli gotujące mamy, babcie, ciocie, strojący choinkę i myjący samochody wujowie, ojcowie oraz inne czynniki ludzkie, mieli dużą siłę przebicia. Zapomnijmy o marketingu, konsumpcja niech dotyczy tego, czego nie da się kupić.

poniedziałek, grudnia 22, 2008

Fashion - Middle East kitchy passion

Street fashion:



Shop fashion:




Przyglądając się tym dwóm światom trzeba się zastanowić: gdzie wszystkie pozakrywane kobiety noszą te błyszczące, cekinowe suknie? Czyżby pod burką? Za zamkniętymi drzwiami domu? Najwidoczniej na Bliskim Wschodzie karnawał jest przez cały rok, a sklepy z tymi kreacjami cały czas zapełnione. Nie dajmy się też zwieść pozorom ostatniego zdjęcia - bielizna w Syrii i Jordanii przypomina tą z najostrzejszych filmów porno - staniki z dziurami, majtki-sznurki, jakieś tasiemki, skóra, lateks, wszystko błyszczy i jest szkodliwe dla zdrowia.
Wbrew stereotypom coraz więcej kobiet w miastach nie nosi nawet chust. Wiele nawet jeśli - tona makijażu na twarzy jest substytutem pokazania włosów. A to, że bardzo mało kobiet można w ogóle spotkać na ulicy to całkiem odrębny temat.

piątek, grudnia 19, 2008

Viva Polska po syryjsku w sosie a'la Sherlock Homs



Targ mięsny w Aleppo.

-Polish, Madame, polish?! - mały dzieciak namolnie próbuje umyć mi buty nieświadomie wywołując śmiech. Ci, którzy są świadomi naszej narodowości krzyczą: Polska?! Viva Polska! Monika Brodka!, wywołując wielkie zdziwienie. Ale tylko na początku.

Syria - najlepszy kraj do nawrócenia się na wegetarianizm, dołączenia do Green Peacu, zostania radykalną feminist(k)ą, tudzież fundatorem Unicefu.
Żywy, choć nienajzdrowszy dowód na to, że rodzinny biznes, szczególnie jeśli jest krajem, nie musi być najbardziej lukratywny, a wręcz może stać się przekleństwem jego 'pracowników'.
Syryjczycy żyją z cenzurą w każdej dziedzinie swojego życia. Nie można rozmawiać o rządzie (w żadnym kontekście), nie można trzymać kobiety za rękę bez ślubnego kontraktu, nie można nawet wspomnieć o Izraelu. Jednocześnie wszyscy mają w domu 60 kanałów w telewizji mając możliwość oglądać wiadomości BBC, 'Przyjaciół' i nowe hiciory Feela.


Dla turysty może być to miejsce na ziemi, które pamięta i wciąż pięknie prezentuje czasy Aleksandra Wielkiego, pierwszych chrześcijan i napływu islamu. Turysta może zachwycać się niekończącymi się bazarami w Aleppo, starożytnymi ruinami umarłych miast, piaskowym pustynnym miastem Królowej Zenobii w Palmyrze, zamkiem Crac de Chevaliers niczym z '1001 nocy' czy labiryntem klimatycznych ulic Starego Miasta w Damaszku. Może nie pytać, nie zaglądać w bramy i za zamknięte drzwi i cieszyć się jak mało wydał na orientalne wakacje w niewydeptanym kraju gdzie w grudniu jest 20 stopni, świeży sok z awokado jest sprzedawany na każdym rogu, a większość ludzi mówi całkiem dobrze po angielsku.

Nasz opiekun w mieście Homs pojawił się też po angielsku.
Dwuosobowa męska reprezentacja naszej grupy szukała dobrego kebaba, ja i drugie 50% żeńskiego składnika bardziej humanitarnych warunków sanitarnych.
Zamiast dwóch znajomych twarzy w umówionym miejscu spotkałyśmy dodatkowo czterech syryjskich mężczyzn krzycząc na powitanie: Merhaba Regina, Merhaba Cecilia i udowadniajac, że znają nas nawet bliżej podając nasze daty urodzenia.
-Że co???!!!
Jeden z nich, elegancki pan po pięćdziesiątce tłumaczy idealnym angielskim:
-Jestem kuzynem właściciela waszego hotelu, który poprosił mnie żebym odczytał wasze dane z paszportów - on nie zna łacińskiego alfabetu.
Szybki scanning pamięci. Przecież właściciel oddał nam paszporty zanim wyszliśmy z hotelu...
-Mogę oprowadzić was po mieście, mam akurat wolny wieczór.
-Oj nie trzeba, mamy przewodnik i w sumie jesteśmy trochę zmęczeni...
-Ale nie ma sprawy, chodźmy!


Centrum miasta Homs.

Widok z hotelowego okna. Czas mężczyzn do meczetu.

Spacer okazuje się tournee po najbardziej reprezentatywnych ulicacach bez możliwości skręcenia tam gdzie chcemy czy z przymusem czekania na przejście przez ulicę dopóki nie zrobi tego policjant... Oglądamy kolorowe wystawy quasi-zachodnich sklepów ze świecącymi kreacjami na wystawach, jemy pyszne lody i w tym samym czasie zaspokajamy ciekawość naszego nowego znajomego: a dlaczego Syria, a co chcemy tu robić, a co nam się podoba, a co nie.. Odciągam Cecilię na bok:
-Uważaj co mówisz, to może być agent rządowy.
-Kto?!

Super miły człowiek nagle proponuje:
-A może chcecie zobaczyć muzykę arabską na żywo?
W kraju, w którym alkohol można dostać tylko w chrześcijańskiej dzielnicy, a kluby nocne to całodobowe kebaby, nie można odmówić.

Około 10% Syryjczyków to chrześcijanie.

Wąskim przejściem między budynkami dochodzimy do kolorowych drzwi prowadzących do małego placyku, nad którym czuwa wielki plakat prezydenta Bashara. Nic nowego - jego kiczowata podobizna jest nawet na rowerach. W przeszklonym pomieszczeniu są wprawdzie instrumenty i potencjalni grajkowie, ale te pierwsze lekko zakurzone, a ci drudzy grają - ale w karty, licząc przy tym stare monety. Na ścianach zdjęcia syryjskich artystów, a w tle włączony telewizor, gdzie niby film z lat 70., ale w nim półnaga kobieta wywija tańce do przeboju Madonny 'Music'. Mając w kieszeni bilet do Damaszku na następny dzień zapewniamy, że jutro też na pewno przyjdziemy na koncert i wychodzimy. 'Znajomy' za nami - niemalże do samych drzwi pokoju w hotelu. Po drodze znika na chwilę i kupuje nam mieszankę orzeszków. Oczywiście zajadają się nimi prawie wyłącznie dziewczyny - dobra kolacja popijana sokiem z mango.
Owa kolacja była ostatnią przez najbliższe dni dla kobiecej części grupy - żołądkowe safari trwało kolejne 3 dni i tym samym poznałyśmy bardzo dobrze smak bazarowych bananów i syryjskiej wody mineralnej o brzmiącej znajomo nazwie 'Aqua Fresh'.

Mogę więc ostrzec przed pozornie pysznym syryjskim humusem, mogę przed syryjskim wirusem bliskiego wschodu, ale na potrzeby zwiększenia pikanterii tej historii, ostrzegę też przed syryjskimi orzeszkami.

piątek, listopada 28, 2008

hou hou hou... na Bliskim Wschodzie



W kraju, w któym Bożego Narodzenia się nie obchodzi też można złapać poirytowanie na marketerów, że to jeszcze za wcześnie żeby Frank Sinatra przypominał, że białe święta tuż, tuż. Sprawdzone miejsce do pracy, z cichą muzyką i strefą bez papierosów, to Starbucks, przyznaję bez bicia.
W ofercie świąteczna kawa. Świąteczna po chrześcijańsku, choć może patrząc na komercjalizację świąt, lepsze będzie określenie ‘po zachodniemu’. Na kubku choinki, gwiazdki i gołębie.
Podczas stukania w klawiaturę dosiada się do mnie facet z dziwnie błyszczącymi oczami, wręczając mi kolorową książeczkę. Podekscytowanym głosem pełnym uniesienia zaczyna opowiadać o Bogu nie zapominając, że pantomima to język uniwersalny. Świadkowie Jehowy wszędzie są tacy sami.
Obok obściskuje się para trzydziestolatków, a niedaleko siedzi rodzina z zakrytą mamą w składzie, która rozmawia po angielsku z zaproszoną na kawę koleżanką. Dwóch kolegów czyta razem gazetę z gołą kobietą na ostatniej stronie. 10 metrów dalej siedzi Turek, który intensywnie się na mnie gapi przez godzinę. Wychodzi, a ja mam nadzieję, że nie będzie mnie śledził kiedy wyjdę z lokalu, co czasami się tu zdarza.
Do tych, którzy siedzą na zewnątrz przyczepia się z kolei chłopak sprzedający chusteczki (turecka uliczna specjalność).
Na środku dwie starsze damy, którym operacje plastyczne nie były obce. Zaczynają ze mną rozmawiać i wypytywać o przeróżne rzeczy. Z rozmarzeniem opowiadają o dawnych czasach - jedna jest emerytowaną aktorką, druga modystką. Dlaczego tu przychodzą? Bo wolą drogie latte od taniej i mocnej turkish coffee. Żegnają mnie tuląc i mówiąc: jak dobrze cię tu wiedzieć, zostań na zawsze!

Czy tu jest orient? Jest, ale niedaleko mu do tego w Nowym Jorku. Tylko, że zamiast niezliczonych teatrów off-off-off Broadwayu tu na każdej ulicy jest meczet, a zamiast koncertów ulicznych grajków na nowojorskich ulicach, w Stambule częściej słyszy się śpiewające nawoływania muzułmanów do modlitwy 5 razy dziennie. Na które mało kto zwraca uwagę, bo często zagłuszane są prze Franka Sinatrę, Tarkana albo Timbalanda wyjących z samochodów.

Za tydzień z kolei cała Turcja będzie zabijać owce - zbliża się drugi w roku Bayram. A ja już teraz, w poszukiwaniu orientu i mocniejszego słońca, znikam na ponad 2 tygodnie do Syrii, Jordanu i oby się udało, Libanu.

czwartek, listopada 27, 2008

Padam - powiedział deszcz do miasta.



Wczoraj 6 stopni i sztorm na Bosforze, dziś 19 i t-shirty na ulicach. Ciśnienie wysokie jak zawsze, podaż adrenaliny w Stambule spotyka się z popytem codziennie, nawet jeśli konsumenci tego nie chcą, a często - szczególnie jeśli tego nie chcą.
Fucka chce się tu pokazać kierowcom i odległościom, bo zmiana lokalizacji to projekt i choć łatwo o jego oddalony w czasie sukces - zmęczenie jest wliczone w koszty. Wyczerpanie często wyznacza rytm Stambułu i jego mieszkańców, ale tak jak obsesyjnie pada tu deszcz (zgadza się, jestem prawie po sesji) - tak jak kałuże szybko znika. Miasto ma mnóstwo pagórków, więc jednak wszystko leci z górki.

niedziela, listopada 23, 2008

Kotwory



Zagadka: policz koty na obrazku.

Gdybym była kotem, też wybrałabym życie w Stambule. Mimo że konkurencja na rynku duża, jest też z kim poimprezować. Miejsc do imprez jest mnóstwo, a i używek nie brakuje, jako że w wielu mieszkalnych dzielnicach ludzie wyrzucają worki śmieci na ulicę (śmieci są wieczorem zbierane przez służby porządkowe).

Znajomy jechał ostatnio samochodem z kolegą jedną z bocznych ulic i, co zdarza się często, na drodze pojawił się kot. Oboje wysiedli z pojazdu, wzięli martwe ciało zwierzaka i chcieli je wrzucić do śmietnika. W tym samym czasie z góry ulicy zbiegła kobieta wrzeszcząc: Policja, policja, zabili mojego kota! Jak to w Turcji, od razu zebrała się grupka gapiów, przyjechała policja i zaczęły się wyjaśnienia. Wszyscy krzyczą, galimatias i nagle w całym zamieszaniu spod samochodu wyłonił się mały chłopiec z... drugim martwym kotem. Oprawcy kota zdenerwowanej właścicielki pewnie się nawet nie zatrzymali.

Dane na temat liczby kotów w mieście są tak samo trudne do oszacowania jak dane dotyczące mieszkających tu ludzi. Jeśli wydaje ci się, że kota nie masz, to możesz się grubo mylić - wystarczy zajrzeć do ogrodu, piwnicy, na dach czy po prostu otworzyć drzwi.
Ludzie mają tu o wiele większego kota na punkcie kotów niż psów, których też nie brakuje na ulicach. Koty odebrały więc psom pieskie życie w tureckich domach, ale może po prostu Turcy wolą przebywać ze stworzeniami ich natury, która ma w sobie dużo z kociej. Lubią się przymilać i bawić, ale używają też pazurów, potrafią nagle zniknąć i urwać kontakt bez powodu. Choć rodzina jest dla nich ważna, po kociemu nie są wierni. Wydaje się, że można im zaufać, ale nierzadko myślą coś całkiem innego niż mówią/robią. Duża liczba ich samych w Stambule oczywiście też ich łączy, ale choć każdy Turek chadza własnymi ścieżkami, kolektywizm jest jednak ważniejszy od indywidualizmu.

Językozawcom może przydać się informacja, że tu nie woła się na kota 'kicikici', tylko 'psipsipsi'. I ciężko stwierdzić czy to mój zły akcent, czy ich rozpuszczenie, ale najczęściej nie chce im się zareagować nawet machnięciem ogona.
Jeśli chodzi o Turków nie trzeba mruczeć, często spojrzenie wystarczy żeby sierść stanęła im dęba.

poniedziałek, listopada 10, 2008

It's all about Ataturk, baby!

Obraz, jakich miliony wszędzie (Grand Bazar).

Assos, Ataturk mały i skromny.

Ojciec Narodu - magik (wyspa Gokceada).

W każdej sali na Uniwersytecie studentów obserwuje wódz znad tablicy.

Mustafa Kemal z Europy pilnuje Azji.

Wśród halek i pońszoch też mu nienajgorzej.

Godzina 9:05 - całe miasto staje. Przez minutę nikt nic nie mówi, słychać tylko syreny i trąbienie samochodów. Dokładnie 70 lat temu zmarł Ojciec Narodu, założyciel Republiki, stworzyciel wszystkiego co dobre, święty i największy wódz XX wieku. Taki Ataturk jest w głowie każdego Turka, a ciężko go w głowie nie mieć jako, że spogląda zza każdego rogu i wychodzi z lodówki. Żołnierz, mąż stanu, dobry ojciec, magik, macho, sportowiec, chłopak z sąsiedztwa, tancerz - do wyboru do koloru.
Dziś w telewizji wzruszające wspominki, koncerty chórów reprezentacyjnych, w prawym górnym rogu ekranu powiewa flaga z głową Mustafy Kemala. Pod pomnikami kwiaty, w sklepach udekorowane małe ołtarzyki, flagi opuszczone. W supermarkecie, między wybieraniem jogurtu i sera, można posłuchać marszów narodowych i pieśni patriotycznych.

Nic dziwnego. Ataturk podczas swojej 15-letniej kadencji (1923-38), jako pierwszy prezydent Republiki po upadku trwającego ponad 6 stuleci Imperium Osmańskiego, zmienił życie każdego Turka w każdym calu i dostosował do standardów europejskich.
Stworzył całkiem nowe prawo oparte na ideologii kemalistycznej (wymyślonej przez siebie). Bazuje ona na tzw. "sześciu strzałach", którymi są: republikanizm, populizm (rozumiany jako rządy ludu), sekularyzm, reformizm, nacjonalizm i etatyzm.
Od zmiany kalendarza na gregoriański, alfabetu na łaciński i języka na czysto turecki (bez arabskiego) poprzez oddzielenie religii od państwa (sekularyzm) oraz armii od rządu (co później doprowadziło do kilku wojskowych zamachów stanu i wciąż jest zagrożeniem) do równouprawnienia kobiet i zmiany tradycyjnych strojów na europejskie. Mężczyznom powiedział: od dziś koniec z poligamią, kobietom: idźcie do szkoły, pracy i zrzucajcie chusty, a wszystkim: wybierzcie sobie nazwiska. Siebie Mustafa Kemal Pasza nazwał na wyłączność Ataturk i od tej pory nikt inny nie może być nazwany Ojcem Turków.
Oczywiście tempo wprowadzania reform nakazywało dużą autorytarność. Wszystko działo się pod przymusem. Tradycji i mentalności kształtowanej przez setki lat nie da się zmienić w ciągu kilku. On nie dał czasu ani wyboru społeczeństwu tureckiemu i może dzięki temu nie skończyło się to tutaj jak w Iranie.

Ataturk jest symbolem tego, co każdy obywatel chciałby aby obcokrajowiec myślał o Turcji, ale też jedną z przeszkód na drodze do Unii Europejskiej. Za jego obrazę można trafić do więzienia nawet na 3 lata i nie jest to tylko teoria.

Niedawno wszedł na ekrany kin film paradokumentalny "Mustafa" o życiu wodza, w reżyserii znanego dokumentalisty Cana Dundara. Przygotowania do realizacji trwały miesiącami ze względów politycznych i społecznych, ale w końcu film zrobiony z rozmachem (muzyka Goran Bregovic) ujrzał światło dzienne. Po raz pierwszy pokazano nie tylko polityczną, ale i prywatną stronę życia męża stanu. Reżyser nie złamał żadnego z tematów tabu dotyczących Ataturka, ale wywołał wielkie oburzenie u skrajnych nacjonalistów (nie jest to mała grupa). Dlaczego? Bo pokazał go jako ciężko pracującego, nie odmawiającego alkoholu melancholika (pamiętajmy, że to film dokumentalny).

Podobne kontrowersje wywołała książka o żonie Mustafy Kemala. Ich małżeństwo trwało tylko 2 lata (1923-25), ale Lafife Ussaki miała duży wpływ na emancypację kobiet i politykę męża dotyczącą równouprawnienia. Później odeszła w zapomnienie (wycofała się z życia publicznego), a jej wizerunek kreowany wśród społeczeństwa był obrazem brzydkiej, nieciekawej, zarozumiałej i żądnej władzy kobiety. Wprawdzie zabroniła publikacji swoich pamiętników (zmarła w 1975 r.), ale w 2006 r. ukazała się jej biografia napisana przez dziennikarkę Ipek Calislar, która zebrała informacje wśród rodziny i przyjaciół ex-żony wodza. Książka szybko została zakazana w wielu kręgach w Turcji. Dlaczego? Bo udowodniła, że Lafife była inteligentną i nowoczesną kobietą, która niekoniecznie była winna rozpadowi swojego małżeństwa.

W życiu codziennym można tu krytykować rząd, polityków, a często i religię. Ale o wszystkich pejoratywnych słowach w jednym zdaniu z Ataturkiem trzeba zapomnieć. Nawet określenia 'dyktator' czy 'autokrata' są zakazane. Dlatego właśnie od kilku miesięcy zablokowany jest tu YouTube i wiele innych stron internetowych.
Turcy są oczywiście dumni jeśli zachodnie artykuły czy książki wspominają Ataturka jako wielkiego wodza. Kiedy przykładowo ukazała się książka "King of the Mountain: The Nature of Political Leadership", tutejsi się ekscytowali, że Ataturk został wymieniony po Mao, Roosvelcie, Stalinie i Leninie...

Dla każdego obcokrajowca Ataturk wydaje się dość absurdalny, mimo że trzeba mu być wdzięcznym za reformy. Jednak nie ma na świecie kraju bez ostrego reżimu, gdzie kult nieżyjącego wodza byłby wciąż tak silny i wywoływał tyle kontrowersji.
Co ciekawe, osoby religijne (mimo, że był ateistą) traktują go tak samo poważnie.
W czasie ostatnich dni Alewiści (największy odłam islamu w Turcji - ok 20 mln) strajkują na ulicach przeciwko obecnemu religijnemu rządowi AKP i jego stopniowej likwidacji sekularyzacji. Na transparentach cytaty Ataturka i okrzyki "Nie niszczcie tego, co on stworzył".

Po prostu, co wcale nie jest takie proste do zrozumienia dla osoby 'z zewnątrz', dla religijnego społeczeństwa tureckiego Ataturk jest ważniejszy od religii, sekularyzm od demokracji a nacjonalizm od Unii Europejskiej.

sobota, listopada 01, 2008

85 urodziny w kryzysowych czasach




Z powodu kryzysu finansowego obchody 85. rocznicy powstania Republiki Tureckiej miały być skromne. Koncerty odwołane lub bardzo krótkie, fajerwerki tylko przez 10 minut, wszystko bez blichtru i przesady.

Wtorek, 28 października, dzień przed rocznicą.
Rano przecieram oczy ze zdumienia. Naprawdę jest tak czerwono czy się nie wyspałam? (gwiazdy i księżyce naokoło dodają pikanterii)
Flagi tureckie sprzedawane są wszędzie + wszędzie dopada mnie wzrok Ataturka.

Godz. 12:00 na Uniwersytecie
Wszyscy spoglądają nerwowo na zegarek. Wykładowca też. Bardzo mi przykro, ale dziś musimy skończyć wcześniej, odgórne polecenie, że po 13:00 nie można pracować.
Tak też się dzieje, o 13:00 wszystko staje - nawet punkty ksero pozamykane.

- Ale zaraz, zaraz... święto narodowe jest przecież jutro?!
- No tak, ale trzeba się przecież przygotować.
- Przygotować?

Telefon od pracującego znajomego.
- To co, idziemy na miasto?
- To w korporacjach też was wypuścili?
- Hehe, no pewnie. Trzeba sie przygotować... wywiesić flagi itp.

Wnioskując na tej podstawie można stwierdzić, że kryzys w Turcji nie jest bardzo poważny (inwestorzy do dzieła!).

Tak wyglądały 'biedne' fajerwerki nad Bosforem (oczywiście koncerty trwały pół nocy).

Jak to usłyszałam od bardzo mądrego znajomego: 'Ja się wcale nie obawiam religii w Turcji. Bardziej się boję co się może stać z tutejszym nacjonalizmem'.

wtorek, października 28, 2008

To nie jest kraj dla wolnych słów


Pozornie wszystko jest normalne, a nawet bardzo 'na tak'. Nowe luksusowe budynki i samochody pojawiają się przy i na ulicach, nowiutkie sprzęty AGD lśnią na wystawach, Campery na stopach przechodniów rzucają się w oczy, po pracy tłumy z torbami z Benettona, Pierre Cardin i Reeboka siedzą w Starbuksie, w weekend w Ikei nie ma gdzie włożyć igły. Nikt nawet nie drgnie słysząc 5 razy dziennie nawoływania do meczetu. Turcja-Europa. Stambuł.

Jednak Turcja to nie to, co się widzi. Turcja to to, co słyszy się między słowami, wącha i podgląda. Tyle samo ile podrobionych perfum się czuje i butów z czarnego rynku się widzi na ulicy, jest tu też nieprawdziwych informacji w mediach i 'drobiazgów', które robią wielką różnicę i które odkrywają bezsens tutejszej 'demokracji'.

Władze tureckie tylko w tym roku zablokowały ponad 1100 stron internetowych. W grupie 'wybrańców' są m.in. youtube.com, wordpress.com, Google Groups, wiele stron o ateiźmie czy strona brytyjskiego ewolucjonisty i publicysty, autora "Boga Urojonego" Richarda Dawkinsa (www.richarddawkins.net).
Przez cztery ostatnie dni ZABLOKOWANA BYŁA DOMENA BLOGSPOT.COM, ale co zdarza się tu rzadko, została odblokowana (z zastrzeżeniem, że może się to powtórzyć). Powodem zamieszania była firma Digiturk, która ma licencję na emisję meczów piłki nożnej. Oskarżyła blogspot.com o piracką transmisję, więc cała domena została automatycznie zablokowana.
Podobnie było z youtubem. W tym przypadku wyjaśnieniem było zamieszczenie na stronie filmu przeciwko Ataturkowi - ojcowi narodu i założycielowi Republiki. Turcy nie mają wobec niego ŻADNEGO obiektywizmu i jakakolwiek krytyka jest tematem tabu. A Ataturk ma być tu symbolem demokracji!
Tak jak w przypadku każdego ustroju 'kontrolowanego' powodów logicznych takich działań nie ma, a strony blokowane są bez ostrzeżenia i wyjaśnienia. To co pozwala władzom na takie działania to prawo, które mówi, że można to zrobić w przypadkach promowania:
- pornografii i nieprzyzwoitych materiałów,
- narkotyków,
- popełniania samobójstw,
- krytyki Turkizmu i Ataturka,
- prostytucji,
- hazardu,
- materiałów szkodliwych dla dobra publicznego (więc tu już w ogóle wolna amerykanka).

Tematów tabu jest mnóstwo, nie tylko w mediach, ale i na ulicy. Wystarczy powiedzieć tylko, że Turcja nie ma dobrych stosunków z ŻADNYM ze swoich sąsiadów, a jako, że nie można krytykować narodu tureckiego publicznie, tematów tych się unika.

Mówi się w kuluarach, że niedługo facebook też będzie zablokowany, a jedynym dostępnym portalem społecznościowym będzie habibimol.com - portal dla muzułmanów - singli.

Ogólny stosunek Turków do tej strony ich życia jest dość luźny. Kiedy po komentarzu przy kręceniu filmu przez tureckich znajomych, że 'jutro będzie na youtubie' pada moje zdziwione pytanie 'ale jak to?', oni ze śmiechem odpowiadają: 'Wszystko da się obejść. Jak ktoś czegoś dziś nie wymyślił, to jutro już na pewno będzie sposób na obejście systemu - to Turcja!'
Ale rozmawiać z nimi np. o Armenii, armii (która jest tu świętą krową) czy traktowaniu kobiet w obiektywny sposób raczej się nie da. Mój sposób na poznawanie ich opinii na drażliwe tematy jest prosty - udaję głupią i naiwną i zadaję malutkie, naiwne pytania... Zapytać można zawsze, trzeba tylko wiedzieć jak.

Jako ciekawostkę podam tylko, że dzień przed zablokowaniem blogspota sąd uznał sex homoseksualny i grupowy za legalny w sprawie o sprzedaż filmów porno.

Turcja-Azja. Turcja-Trzeci Świat.

piątek, października 10, 2008

Rodzina, zawał serca i zachodnie teorie spiskowe

Herbata, kapcie i milion uśmiechów to to, co każdy turecki dom może zaoferować gościom.

Adnan z babcią ze strony mamy.

Ciocia Nasrin tańcuje w Nigde (niestety filmiku nie udało się załadować).


Życie "jedyną słuszną opcją" tzw. "człowieka zachodu" pozwala mu myśleć, że jest światły, oczytany i otwarty na innych ludzi. Tyle tylko, że kiedy dochodzi do jego konfrontacji z czystym szczęściem oraz gościnnością jest bezradny, zszokowany i zaczyna myśleć: gdzie tu kryje się podstęp?
No bo jak to - całkiem obca rodzina z innej planety zaprasza cię do spędzenia z nią 'świąt', przyjmuje jak członka rodziny, karmi, przedstawia wszystkim naokoło, dzieli swoim życiem i jest to całkowicie naturalne?

Pierwszego dnia Bayramu mężczyźni wstają o 5 rano i idą do meczetu. W tym czasie kobiety szykują uroczyste śniadanie, wszyscy ubierają najlepsze urania. Ja i Katarina nie dość, że zaspałyśmy (oczywiście nikt nam nie chciał przeszkadzać w spaniu do 9), możemy założyć tylko jeansy, t-shirt i bluzę.
Po wielkim śniadaniu Adnan pyta:
-To co, jesteście gotowe do wyjścia?
-A gdzie idziemy?
-Jak to gdzie?! Odwiedzić resztę rodziny!
Nie wiedziałyśmy, że będzie mieć to dosłowne znaczenie. Odwiedzamy ok 7 mieszkań i domów. Przed każdymi drzwiami tona butów, które zostawia się przed progiem. W środku tłumy ludzi - ciotki, wujkowie, kuzyni, kobiety w chustach i bez, sąsiedzi, przyjaciele... i my. Wszyscy dyskutują, pytają a jak tam inna ciotka, kuzyn, stryjek, brat, sąsiad. Oglądają stare zdjęcia, robią nowe, śpiewają, tańczą oraz oczywiście jedzą baklavę i inne dobroci popijając litrami herbaty. Co chwilę dzieciaki pukają do drzwi zbierając czekoladowe cukierki (jak Halloween tylko bez przebrań). Wizyty zaczyna się od najstarszych, więc na pierwszy rzut idą dziadkowie. Na powitanie całuje się ich w rękę i dotyka jej czołem - my nie musimy, za to jesteśmy wycałowane, wyprzytulane i czujemy jakbyśmy ich po prostu dawno nie widziały. Tak się dzieje w przypadku każdej z kilkudziesięciu osób, które poznajemy, od tej z wyższej klasy średniej, poprzez zwyczajne mieszkania, do tych najbiedniejszych. Jeździmy po Kayseri, Nigde i wioskach, do których nie prowadzi asfaltowa droga.

Skąd jesteście? A jak tam jest? A co się zmieniło po przystąpieniu do UE? A gdzie wasi mężczyźni? A jak to jest w waszej religii? Dlaczego na zachodzie uważa się, że islam to terroryzm skoro to religia miłości? A jakie sukienki najbardziej lubią kobiety? A co robią wasi rodzice? A dlaczego tu nie kupicie ziemi i nie zamieszkacie?
Tylko raz ktoś zapytał Adnana skąd się u nich wzięłyśmy. Odpowiedź 'Internet' wystarcza i nikogo nie dziwi. Bardziej my dziwimy się temu, że Adnan, który jest komandorem w armii dowiedział się o Couchsurfingu od swojego... generała, który w ten sposób zwiedził całą Europę.
Ale fakt jest faktem, że jesteśmy dla nich jak przybysze z telewizora, bo dwie samotnie podróżujące kobiety w wieku rozrodczym to tu jak biały jeleń w mieście. Kiedy jeszcze Katarina mówi, że ma męża w Londynie, a ja, że nie planuję na razie ślubu ani dzieci, niektórzy z niedowierzaniem cmokają.
Schody zaczynają się też gdy zaczynam wypytywać o ich życie. W jednym domu wszystkie 6 kobiet okazuje się 'paniami domu' i pada mój komentarz, że to często cięższa praca niż chodzenie do biura czy fabryki. Kobiety nagle mają uśmiech od ucha do ucha i kiwają głowami. Mąż jednej z nich (bogaty biznesmen, który handluje stalą) rzuca pytanie:
-Więc co, jesteś feministką?
Panie spuszczają głowy do ziemi, uśmiechy znikają.
-Jeśli to ma być wyraz feminizmu, to tak, jak najbardziej.
Konsternacja.
Przerywa ją on sam.
-A co sądzisz o kryzysie w Stanach? Myślisz, że będzie mieć duży wpływ na ekonomię Turcji?
Rozmawiam z nim później pół godziny o... gospodarce.

W tle przez cały dzień jest oczywiście picie herbaty i kawy oraz jedzenie, jedzenie, jedzenie... Po kilku godzinach czuję, że od nadmiaru tureckiej kofeiny zaczynają trząść mi się ręce, a serce mało nie wyskoczy z piersi. Ale kiedy widzę, że wszyscy mają dla nas serce na dłoni, piję i jem dalej powtarzając w kółko 'lezzetli' (pyszne) i 'tesekkuler' (dziękuję). Nie obejdzie się też oczywiście bez prezentów (wszsytkie ręcznie robione), których nie możemy nie przyjąć. Bransoletki, gliniane garnki, skarpetki, mnóstwo cukierków oraz... ręczniki, które mamy użyć podczas nocy poślubnej (ja) lub podczas porodu (Katarina).

Wieczorem padamy ze zmęczenia i przejedzenia. Twarze bolą od uśmiechania się przez kilkanaście godzin bez przerwy. Ciocia Nasrin jest trochę rozczarowana, że nie chcemy jeść kolacji (trzeciej), ale tłumaczenie, że to dla zdrowia na szczęście jest skuteczne. Przygotowuje nam piękne łoża z grubą pierzyną i w czasie 10 sekund, które zajęło nam zaśnięcie Katarina pyta:
-Wierzysz w to wszystko co dziś przeżyłyśmy?
-Muszę się z tym jeszcze przespać. Raz, drugi, trzeci...

Do tej pory uważam, że podstęp tej gościnności mógłby rozszyfrować tylko dr Watson - ja nie umiem.